Sposób na wszechświat – 1983 -Sląski Klub Fantastyki
Noc pokuty
Jedno z pierwszych opków
Planeta od wieków należała do Edimianidów. Przybyli tu w wielkim ziarnie o fantazyjnie pokręconym kształcie. Twardą skorupę roztopiła atmosfera. Białe, wewnętrzne mleko rozpuściły deszcze i cząsteczki porwał huraganowy wiatr. W przeciągu tygodnia mikroskopijne spory zagnieździły się wszędzie. W nieurodzajnych skałach Hamoloutu i Kinhaju, na szczytach Mo Bhoghar, Wewenti i Szuu.
W ataku szalonej wegetacji opanowały suche lądy, bagniste wybrzeża, najgłębsze morza i najszersze rzeki. Pyłem z eksplozji ponownego rozsadu zadławiły dawnych mieszkańców planety, drzewiastych Eshajów. Pozostałych Tymidów zatruły falą wydychanych gazów. Pracą korzeni rozsadziły monumenty, zamieniając w skalny gruz wszystko, co przez wieki cierpliwego żłobienia i gładzenia zbudowały zaczepliwe trawy Ghimzu Ham.
Przez setki lat kolonizacji penetrowały czułkami korzeni każdą szczelinę, wyrwę i jaskinię. Rozdrobniły wszystkie podejrzane o nasiona grudki cennej ziemi. Co odnalazły, natychmiast chciwie zagarniały.
Wreszcie usadowione głęboko, pewne swego, zagnieżdżone w otchłani gruntu, wystrzeliły dzikimi pędami Zarania. Potem wybujałą gęstwinę gałęzi wsparły prężnym ramieniem Fundamentalnych konarów. To z nich zbudowały piętro podstawy Eghimu, później poziomy Righany i Ozomii wypełnione pokrzywionymi mostami wyrostów, nadrostów i splotów. Dalej wybujały w powietrze setki roślinnych węzłów i finezyjnych zwisów. Powyżej szybko powstały piętra wspomagającej grzybni, wyprysków pleśni, plam mchów i innych symbiontów kory. Wreszcie, osiągnąwszy pełną dojrzałość, wyeksponowały pulsujące oddechem drzewne korony dalej poza granice zmrożonej stratosfery. I tu…
Zatrzymały się, porażone odkryciem.
Planeta w porównaniu z ojczystą Wejszu była za małą, za ciasną dziurą, nie pozwalającą nawet na kompleksową kontrolę parametrów środowiska. Posiadała krótką orbitę, mnóstwo wody, słabe słońce i jeszcze słabszą własną grawitację. Przez pnie wkrótce zaczęła się przesączać woda. Stały się gąbczaste, leniwe i chorobliwie giętkie.
Takie nigdy nie zrodziłyby twardych, uwierających w drzewnym kroczu – ziaren, które w podnieceniu ognistej Pory Fiajszu, na ogromnym globie Wejszu, z hukiem eksplodują, a następie mkną tysiącami w zachłanny kosmos.
Stały więc uwiędłe w beznadziei.
Czasem płynęła wspólna pieśń – o sensie istnienia i bliskości gnilnego wybawienia. Pieśni obudziły nadzieję i wzmocniły ducha. Kto wie, czy to nie one przywołały gościa z niezmierzonej ciemności międzygwiezdnej przestrzeni.
Coś błysnęło na krańcach układu słonecznego Ohiuru. W sensorycznym zasięgu Edimianidów trzasnęły radiowe komunikaty, jakieś pytania, ostrzeżenia i niezrozumiałe instrukcje. W wizualnej percepcji liści Kugionitu pojawiło się Obce ziarno. Trochę błądziło i paprało każdą docelową orbitę. Krążyło gdzieś przy odległych księżycach planet jowiszowych. Wreszcie odnalazło swój zamierzony cel i zbliżyło się na tyle, by rośliny mogły rozpoznać szczegóły. Okopcony kadłub szybko przebił atmosferę. Ich ziarno zatrzeszczało w szoku termicznego zderzenia, wytrzymało i rozpędziło się z rykiem ponad obłokami. Wreszcie zgrabnie ześliznęło się na powierzchnię planety. Ze środka bezładnie wysypały się drobiny nowego rozsadu. Idiotycznie wybrały na lądowanie najbardziej suchą, skalistą ziemię. Edimianidzi zatrzęśli się od grubiańskiego rechotu. Skrzypiały najstarsze pnie, chichrały się najmłodsze pędy.
I jakież było zdziwienie drzew, kiedy spostrzegły niezależność i precyzyjną celowość zachowania drobin. Takie gówniane i niekształtne barachła stały w dowolnych pozach względem słońca Ohiuru, wypinały się na życiodajne promieniowanie gwiazdy, dostojnie kroczyły w cieniu, maszerowały dwójkami niemal sklejone, a nawet biegały w całych rozkrzyczanych grupach, nie obawiając się przyrostów!
Edimianidzi wybuchnęli entuzjazmem. Ci obcy zrewolucjonizowali święte prawo Rozsadu! Drzewa natychmiast przerwały milczenie. Popłynęły entuzjastyczne komunikaty we wszystkich możliwych wiązkach telepatycznych. Poruszyły się w języku migowym liście. W werblowym poskrzypie konarów i w poszumie, korony nadały pierwsze, powitalne pieśni pory Fiajszu.
Istoty pozostawały głuche i ślepe.
Co gorsza, pomimo ostrzeżeń entuzjastycznie wdychały trujący tlen!
Jedna z nich przytuliła roześmianą twarz do kory ogromnego drzewa, niemal całując wilgotnymi ustami chropawą, pełną symbiontów powierzchnię.
– To piękne rośliny, Carl – wyszeptała dziewczyna.
– A jaki doskonały dadzą nam papier … – odpowiedział mężczyzna, nacinając nożem korę.
Wysłane przez ilcattivo13 w wt., 29/01/2013 – 21:48
Recent Comments
Archives
- February 2025
- January 2025
- December 2024
- June 2024
- February 2024
- November 2023
- October 2023
- September 2023
- July 2023
- April 2023
- March 2023
- December 2022
- October 2022
- September 2022
- May 2022
- April 2022
- January 2022
- December 2021
- November 2021
- October 2021
- June 2021
- May 2021
- February 2021
- November 2020
- October 2020
- July 2020
- June 2020
- May 2020
- April 2020
- March 2020
- February 2020
- January 2020
- December 2019
- November 2019
- October 2019
- June 2019
- March 2019
- February 2019
- August 2018
- July 2018
- March 2018
- February 2018
- November 2017
- September 2017
- July 2017
- June 2017
- May 2017
- March 2017
- February 2017
- January 2017
- October 2016
- August 2016
- July 2016
- June 2016
- April 2016
- January 2016
- August 2015
- July 2015
- June 2015
- May 2015
- April 2015
- January 2015
- December 2014
- November 2014
- October 2014
- August 2014
- May 2014
- April 2014
- March 2014
- February 2014
- January 2014
- December 2013
- November 2013
- October 2013
- September 2013
- August 2013