Przymierzalnia

1493221_758411584186526_1695516223_n

„Przymierzalnia” by Jan Maszczyszyn

In Opowiadania on Styczeń 29, 2015 at 6:00 am

 

 

 

niedobreliterkitxtKupowanie ciuchów to czasem mordęga. Na Paskuda szczególnie, bo kto produkuje szałowe kreacje dla jednookich baryłek z piekła rodem? Jednak normalni ludzie też nie mają łatwo… Idą sobie do sieciowego sklepu z odzieżą, patrzą, paczą, obserwują, ale nic przyzwoitego nie widzą. A jak coś jest przyzwoite jak na ciuchy, na które kogokolwiek stać, to w rozmiarach w sam raz pasujących na anorektyczne karły.

I po cóż nam moda?

Jan Maszczyszyn poszedł w swojej wizji odzieżowych zakupów zgodnie z dyktatem Św. Feszyn od Wybiegu, w dodatku dla pociechy, jeszcze dalej. Zatrważająco dalej. Jeśli taka jest przyszłość galeriowych butików, to lepiej wrócić do worków na kartofle. Albo listków figowych, jak w starych, dobrych, antycznych czasach…

Przymierzalnia

Kobieta popchnęła dziewczynkę przed siebie.
– Wchodź. Przecież tutaj nie będziesz się rozbierać – stwierdziła oburzonym głosem. Obie równocześnie pociągnęły za ciężką kotarę, odgradzając się od rozświetlonego mdłym światłem korytarza. W głębi pomieszczenia, ponad stołami operacyjnymi, mrugały lampki skomplikowanego oprzyrządowania.
– Obiecałam ci coś wystrzałowego pod choinkę, a jak wiesz dotrzymuję słowa. Przymierzymy po kolei – powiedziała starsza pani, przebierając w wybranych rzeczach. – Zaczniemy od krótkich portek.
– Mamo, ale ja nie chcę…
– Zamilcz. Ojciec już w tym momencie zlałby ci pysk za niesubordynację. Zdejmuj tę poplamioną spódniczkę. I majtki też. No już! – Kobieta nerwowo sięgnęła do zapięcia spódnicy. Nie odnajdując go, kilkukrotnie szarpnęła małą za włosy. Sally zapiszczała przeraźliwie. Natychmiast odnalazł się ukryty zamek. Spódniczka opadła.
– Zrzuć z siebie tę szkolną bluzkę – zażądała kobieta.
Sally znów się opierała. Mówiła, że lubi być spocona. Bluzka skończyła na wieszaku.
Zza kotary wyjrzała zaciekawiona twarz asystentki. W jej uśmiechu było widać sporo odblasków czystego plastiku. Zbyt wiele, aby grymas mógł uchodzić za naturalny.
– Czy mogę w czymś pomóc? – zapytała uprzejmie. – Robimy na miejscu wszelkie poprawki. Ubrania są w uniwersalnym, wiekowo znormalizowanym rozmiarze.
Sally przymierzyła spodenki. Wisiały na niej równie niewdzięcznie, jak na wieszaku.
– To najnowszy model. Czy jest pani pewna, że dziecko jest w relatywnym wieku dziewięciu lat, jak żąda tego metka? – zagadując, plastikowa asystentka wsunęła się dyskretnie do przymierzalni. Nieco nachalnym ruchem przesunęła matkę w stronę ściany, na której fosforyzujący napis uprzejmie informował:
Wybrane próbki obserwuj na sobie z tego punktu! I tylko z tego!
Ostatnie zdanie było dwukrotnie, odręcznie podkreślone.
– Przecież nie jestem ślepa – wyrzuciła z siebie obrażonym tonem matka.
– Tego nie twierdzę. Stąd, gdzie pani teraz stoi, widać dokładniej wszelkie niedoróbki. Tak w każdym razie uważa projektant.
– Gówno mnie obchodzi, co uważa wasz projektant! Dokładnie dobrałam asortyment do wieku córki.
Asystentka udała, że nie słyszy. Przyglądała się każdemu szczegółowi ciała Sally.
– W obecnych standardach nogawki powinny ciasno opinać uda. A te są luźne! Też nie jestem ślepa! – wydarła się sklepowa, nerwowo układając niesforne fałdy spodenek na pupci dziecka. – Wydaje mi się, że szorty są o wiele za luźne w pasie. I nóżki są zbyt chude.
Matka przygładziła materiał, odpychając nazbyt agresywną i obrzydliwie białą dłoń ekspedientki.
– Mimo wszystko nie mam obiekcji – powiedziała, posyłając sardoniczny uśmiech w stronę nachalnej obsługi.
– To spodenki z deski projektowej firmy Shido. Wie pani, jacy oni są restrykcyjni, jeżeli chodzi o ochronę = właściwego ułożenia fałd materiału?
– Shido? – głucho powtórzyła matka.
– Tak, tak. Z nimi nie ma żartów. Zażądają w sądzie amputacji nóg za oszpecenie projektu. W najlepszym wypadku spotka panią spore odszkodowanie za narażenie dobrego imienia firmy. Ile ciuchów, tyle precedensów. Zarabiają więcej na procesach, niż na sprzedaży.
– Cholera…
– Chętnie wypełnię brakującą przestrzeń samoczynnie rozszerzającym się materiałem ropopochodnym. To nowy środek, idealnie dopasowujący kształty do ubrań marki Shido. Lepszy od wywoływanych podgrzewaniem naturalnych obrzmień kończyn.
Matka ponownie skrzywiła się z niechęcią. Pokręciła z niezadowoleniem głową na nieudolne próby dopasowania spodenek przez Sally. Dziewczynka wyraźnie się oszroniła i drżała na całym ciele z emocji. Gładziła, naciągała, gorączkowo zmieniała schematy zapięć. Jakby chodziło o przetrwanie, a nie prostą modernizację wyglądu zewnętrznego. Jej oczy nabrzmiały od sporego ciśnienia płynów ustrojowych, nie tylko krwi. Matka nagle straciła cierpliwość.
– Rozbieraj się, ale już! – ryknęła.
Mała stała teraz goła. Na jej ciele pulsowała skóra. Wielkie, czerniejące żyły zdawały się pod nią nieruchomieć i przypominać drucianą, ciasno splecioną siatkę. Piegi i ogromne pieprzyki zdawały się odrażające.
– Piękna to ona nie jest… – Zimny ton sklepowej był jak uderzenie nożem. Asystentka już wcześniej dyskretnie usunęła stare rzeczy do kubła recyrkulacyjnego. Obie klientki stały kompletnie zdezorientowane. Ohydny sklepowy babsztyl pozwalał sobie na coraz więcej.
– Co się tak obie patrzycie? Nie wypuszczę was jeśli nie kupicie czegoś odpowiedniego. Ma pasować idealnie. Walczymy z wybrakami. A nie zawsze winne są ciuchy. – Pogroziła ręką. – Nazbyt często szwankują kupujący.
– Ja tu jestem klientem! – próbowała postawić na swoim matka.
– Tylko wtedy, gdy pani albo smarkula coś kupicie. Na razie jesteście nikim. – Zrobiła lekceważący ruch ręką. – Pani lepiej spojrzałaby na swoje staroświeckie, brudne od gliny szpilki, a nie zajmowała się wybrakowanym szczylem.
– Wypraszam sobie. Poskarżę się menadżerowi.
– Pokaże się pani przed nim w tej starej sukience z zapiętym pod szyją niemodnym przylepcem? Przecież on panią wyśmieje. To przestarzały projekt firmy Yorldan. Ten krój dawno już wyszedł z mody. Poza tym… Przepraszam, ale zażalenia na moją osobę to czysty nonsens.
– Dlaczego ?
– Odpowiadam głową za sukces każdej operacji. A jak dotąd nikt nie zdołał się na mnie poskarżyć. Do mnie należy też serwis skomplikowanych urządzeń. – Ostatnie zdanie zabrzmiało jak groźba. – Lepiej nie traćmy czasu, paniusiu. Kupujemy?
Kobieta nerwowo sięgnęła do kieszeni po samozapalającego się papierosa w pergaminie bibułkowym z młodej skórki wydrukowanego w 3D królika doświadczalnego.
– Dobrze. Kontynuujemy – odrzekła, zaciągając się czerwonym dymem. Mimowolnie zakryła torebką wypaloną petem na wysokości lewej łydki dziurę w rajtuzach, co nie uszło uwadze obsługującej,
– Proszę przymierzyć jakąś sukienkę dla wystrzałowych dziewięciolatek.
Na widok wjeżdżającego samobieżnie wózka z zestawem Toriniego, matka z córką prawie jęknęły z wrażenia.
– Spodenki były ponad wymiarowe – oznajmiła sucho ekspedientka. – Córeczka wyglądała w nich jak nadmuchana. To musi pasować albo…
Sally skupiła wzrok na ustach asystentki. Nic z tego nie rozumiała. Bała się agresji tych dwóch zamkniętych razem z nią w ciasnym pomieszczeniu kobiet. Od ciągłego jazgotu pękała jej głowa.
– Jeśli nieścisłość rozmiarowa się powtórzy, przyniosę aplikator i wykonamy szybki zabieg wypełnienia. Oferujemy wszelkie niezbędne usługi, od zastrzyków z wypełniaczami, aż do skomplikowanych doładowań obojętnymi organami pochodzenia zwierzęcego. Każda w cenie promocyjnej.

 

Czytaj dalej – link poniżej

https://niedobreliterki.wordpress.com/2015/01/29/przymierzalnia-by-jan-maszczyszyn/