Recenzja Swiatów Solarnych na Szortalu.
Rafał Sala
Jest takie uczucie po przeczytaniu dobrej książki, które sprawia, że człowiek chciałby z kimś porozmawiać na jej temat. Podzielić się swoim zachwytem, wymienić spostrzeżenia, podumać nad szczegółami. Bo choć książkę czyta się dla samego siebie, nic bardziej ponad własną satysfakcją rozgrywającą się gdzieś w neuronach nie pragnąc, to niczym wstydliwym nie jest chęć rozsiania ziarna w umysłach czytelniczej braci. Janek Maszczyszyn i jego Światy Solarne to nic innego jak powieść, która zrobiła mi czytelnicze kuku, zaorała pole pragnień i wybujała niczym najpiękniejsze drzewo wyobraźni.
Światy Solarne opatrzone są podtytułem Steampunk po polsku, co czytelnikom przyzwyczajonym do powieści spod znaku pary i mechaniki powinno nieco przybliżyć świat powieści. Ale tu uwaga! Autor zabiera nas na wycieczkę międzyplanetarną, a zarazem i międzygalaktyczną, bowiem historia opisana na kartach książki rozgrywa się w alternatywnym świecie, w którym prawie cały Układ Słoneczny jest zamieszkany, a sama Ziemia stanowi tylko jedną z planet, na dodatek tych nieco bardziej zacofanych. I nie byłoby tej opowieści, gdyby nie tajemnicza inwazja obcych z kosmosu, którzy przypominają drewniane bale. Choć początkowo nic na to nie wskazuje, obcy są naprawdę niebezpieczni. Główny bohater, Sir Ashley B. Brownhole, który w celu odkrycia ich tajemnicy przybywa na trzecią planetę od Słońca, zostanie wplątany w największą aferę w całym Wszechświecie… w miłość. Tak właśnie zaczyna się zrodzona w umyśle Maszczyszyna intryga, która zaprowadzi nas w najodleglejsze zakątki Wszechświata. Na pokładach parowych pojazdów kosmicznych, zwanych kotłami będziemy mogli przemierzać kosmos, aby spotkać niezwykłą rybopodobną rasę Alonbee. Dane nam będzie staczać bitwy i oddychać wypełniającym kosmos eterem. Będzie się działo.
Nie zamierzam tu zdradzać za wiele z fabuły. Przyznam, że nie jestem steampunkowym wyjadaczem, ale powieść Maszczyszyna zachwyciła mnie do tego stopnia, że z chęcią sięgnąłbym po kolejną pozycję w podobnym klimacie. Obawiam się jednak, że autor Światów Solarnych postawił poprzeczkę tak wysoko, że kolejną pozycją w podobnym klimacie musiałaby być następna książka tego samego pisarza. Otwarcie przyznam, że od jakiegoś czasu jestem fanem jego talentu oraz ogromnej wyobraźni, więc byłem przygotowany na solidny kawałek literatury fantastycznej. Dostałem coś więcej. Historia rozgrywająca się w świecie Maszczyszyna jest tylko jednym z elementów, które składają się na wspaniałą budowlę kunsztu pisarskiego. Łatwo zauważyć łatwość, z jaką autor zagłębia się w nawet najbardziej zawiłe teorie, którymi posługują się bohaterowie w Światach Solarnych. Robią wrażenie tyrady nowomowy, mile łechcą umysł niesztampowe dialogi. Często ma się wrażenie, że wiktoriańska epoka budowana jest właśnie nie poprzez scenografię, ale właśnie przez to, co i jak bohaterowie mówią.
Przez znaczną część powieści miałem nieodparte wrażenie, że Maszczyszyn to trochę taki nasz Vonnegut. Czarny humor, niezwykła wyobraźnia, nieprzewidywalność oraz nieraz ogromnie okrutne sploty wydarzeń czy też efekty złych wyborów, które dodają tej potrawie gorzko-cierpkiego posmaku to niewątpliwie główne cechy tej powieści. Można tutaj zauważyć, że Maszczyszyn garściami czerpie z klasyków, nie zapożycza, ale jakby kontynuuje ich dzieło. Wells, Bradbury czy Lem to tylko kilka z przychodzących mi do głowy nazwisk, które niewątpliwie przy lekturze Światów Solarnych wypada przytoczyć. Ale choćbym nie wiem jak wielu autorów wymienił, Maszczyszyn sam w sobie jest niepowtarzalny. Debiut powieściowy w takim stylu może budzić obawy w przypadku młodych stażem autorów, ale tutaj mamy do czynienia z pisarzem już wprawionym w literackim boju, z bogatym warsztatem i sporą wiedzą na tematy około fizyczne czy kosmiczne. Jestem zatem pewien, że Światy Solarne to dopiero początek niezwykłej uczty nie tylko międzygwiezdnego steampunku, ale i dobrego, żeby nie powiedzieć klasycznego, science fiction.
Ze swojej strony polecam śledzenie na facebooku profilu książki, na którym można obejrzeć grafiki zainspirowane powieścią. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie sięgniecie po Światy Solarne, aby odkryć ich urok i dać się pochłonąć steampunkowi po polsku w najlepszym wydaniu. Tak na koniec dodam, że choć książka nie posiada żadnej dedykacji, mam wrażenie, że Jan Maszczyszyn wspomniałby w niej o Aborygenach. Jestem o tym więcej niż przekonany.
Tytuł: Światy Solarne
Autor: Jan Maszczyszyn
Wydawnictwo: Solaris
Stron: 398
Data premiery: 15 kwietnia 2015
ISBN: 978-83-7590-226-6