Horror online- ze świeczkoniem

 

Świeczkoń

Jan Maszczyszyn Obaj pochodziliśmy z ubogich i patologicznych rodzin, więc chcieliśmy przy okazji święta zmarłych trochę przyrobić; sprzedać zapałki, nazbierać szklanych maczyń do resajklingu – zwykle słoików, do których stare, biedne babcie miały zwyczaj wkładać tanie dziesięciogroszowe świeczki. Przy okazji, jak to bywa przy dobrych, świątecznych gorączkach planowaliśmy skroić komuś portfel lub przynajmniej zimową czapkę – koniecznie z rękawiczkami pod kolor. Zaczęliśmy przy bramie. Miałem kilka wianków ze śmietnika, które przemyliśmy wodą z kałuży. Badyle wyglądały jak nowe. W pozostałym asortymencie prym wiodło dziesięć paczek długich zapałek i trzy zapalniczki laserowe Toshiby. Nie wiem skąd mój ziom Witek wytrzasnął te ostatnie.Napewno z magazynu armii, bo pachniały nowością. Genialny wynalazek amerykańskich sił zbrojnych. Dobrze ukierukowana wiązka za jednym pociągnięciem spustu zapalała knoty na całym grobie. Rozumie się, że sprzedaliśmy tylko jedną – za niebagatelną sumę stu złotych – jakiemuś dupkowi z wielkiego miasta. Dwie pozostały z nami. Czuliśmy, że dobrze się nimi zabawimy. Tymczasem zrobiło się ciemno i parszywie zimno. Wmieszaliśmy się w gadatliwy tłum. Wszyscy się spieszyli, nie zwracając uwagi na innych. Zatrzymaliśmy się przy centralnym krzyżu. Buchnęło ciepło i zapach rozgrzanego wosku. Plama kolorowego ognia przypominała świeżo ugotowaną zupę z roztopionych świec i gorących do szaleństwa zniczy. – Zagrzejemy łapy, Zygi – zaproponował Witek. Nie mieliśmy rękawiczek, więc sięgneliśmy po przepalone świeczki na krawędzi ognistego pola. Szybko uformowałem z kilku kawałków sporą, tłustą kulę. Wydłubałem obrzydliwe knoty pazurem i palcami oczyściłem z domieszki gliny. Gładząc w dłoniach magiczne kule wosku wkroczyliśmy pomiędzy rzędy grobów. Wkrótce przeciskaliśmy się pomiędzy stojącymi. Witek rąbnął po drodze jakiś wieniec. W końcu , kto chodzi po cmentarzu z pustymi rękami? Wymienialiśmy pozdrowienia z nieznajomymi, przystawaliśmy na krótką modlitwę i rozpoczynali konwersację. Potem w pośpiechu przechodziliśmy do następnego nagrobka. – Masz coś? – zapytałem cicho kumpla parę kroków dalej. – Krawat. – Ktoś ściągnął na chwilę krawat, a ty go zajebałeś? Roześmiałem się pod nosem. – Nie cwaniakuj. Pokaż, co ty masz? – A torebeczkę – wyciągnąłem zdobycz z pod kurtki, jakby to był rożek spragnionego słodyczy pierwszo–klasisty. – Napewno jest pełna zapłakanych chusteczek – zakpił. Przystanęliśmy i pod osłoną pomnika zajrzeliśmy do środka. Oprócz kluczków do samochodu była tu tylko szminka i stara, męska zapalniczka. – Ja cię pierdolę…– powiedziałem, z rozmachem rzucając torebką w najbliższy grób. Przedmioty rozsypały się z hałasem. Położyłem przedtem kulę wosku na ziemi i teraz w ciemności nie potrafiłem jej po omacku odnaleźć. Wydawało mi się, że toczy się w wąskim przejściu z dziwnym chrobotem i ginie gdzieś za łatą świeżego śniegu. – Cholera. – Nie przejmuj się. Zrobisz sobie nową albo specjalnie dla ciebie…Robnę rękawiczki. – Serio? Zrobiłbyś to dla mnie? Jego oczy rozbłysły świetnym humorem. W głębi duszy już tańczyły mu cmentarne ogniki. – Widzisz ten grób? Wiatr zgasił świece – mówiąc wycelował z laserowej zapalniczki. Szum emisji niemal nas ogłuszył. Zapłonęły knoty na trzech płytach jednocześnie. Zaskwierczał rozszalały wosk. Mimo to, nikt nie zauważył naszej beztroski. – Tam ktoś jest– zauważyłem, szeptem zwracając się do kolegi. – Gdzie? – zapytał z równie natężoną uwagą. – W tych krzakach. Podkradliśmy się bliżej. Zobaczyłem na ziemi moją kulę. Dziwne, że dotarła aż tutaj. Wciąż wolno toczyła się w stronę czegoś, co przypominało ludzkie, niekształtne stopy. Gołe o tej porze roku? Trup? Mój Boże, ktoś uczcił ten dzień piekielnym misterium mordu! Tak otwarcie? Bez żenady? Rozgarnąłem jednym ruchem gałęzie. – To nie jest trup. Ktoś ulepił z wosku całkiem zgrabną babeczkę – oceniłem ze znawstwem. – Brakuje jej cycków– skrzywił się Witek. – Człowieku przedewszystkim brakuje jej głowy. Nie zauważyłeś? – Jakoś tak odruchowo rozchyliłem jej sztywne nogi. Poddawała się oporem dziewicy. Stałem się agresywny. Pot wstąpił mi na czoło. Zadrażały ręce. Wreszcie się poddała. Nieoczekiwanie rozłożyła szerokon nogi. Zdębiałem.

Reszta pod linkiem poniżej:

http://horror.com.pl/opowiadania/opowiadanie.php?id=450