Maskaradon – na Herbatce u Heleny
Maskaradon
Lauren skończyła dopiero osiem lat, a już dopadła ją zaraźliwa, kobieca autoreklama. Wypinała dumnie piersi. Wydymała lekceważąco usta. Wypuszczała te swoje przeciągłe, lepkie spojrzenia, od których Darenowi pociły się dłonie.
– Mama mówi, że Roger Downdropp jest transwestytą. – Na jej buzi pojawiały się małe dołeczki za każdym razem, kiedy wypowiadała to słowo.
– Moja mówi, że jest seryjnym mordercą – oświadczył Marley z Thronthon Street. Największy piegus w okolicy. W jego oczach zawsze paliły się aroganckie ogniki.
– To dlaczego Downdropp stoi zawsze pod latarnią, jak dziwka? – zapytała. Miała jeszcze na szyi kawał sznura, na którym wczoraj usiłowała się powiesić razem z lalką. Tylko dlatego, że jej Betty złamała plastykową nogę.
– On tam czeka na doręczyciela gazety…
– Wygina się i kręci tyłkiem!
– Wcale nie. Stoi sztywno i pali fajkę. Nie wiesz, jakie rzeczy potrafi robić z ciałem człowieka przedwieczorna mgła?
– Chyba pije mleko. Ma białego wąsa.
– To krem opalający.
– Powariowaliście. Przecież poranny chłód mrozi mu oddech.
– To dlatego ma skrwawione kąciki ust?
– Pił kompot z wiśni.
– Chyba barszcz z durnia!
– Jesteś okropna.
– A ty jesteś rudy! – Skrzywiła w niesmaku usta.
Przeczekali tę codzienną, rutynową grzebaninę Rogera Downdroppa.
Ruszył wreszcie i złociste, kropkowane zagubionymi insektami snopy światła zlizały niskie zabudowania, pub i przedszkole. Hałas silnika potoczył się w dół ulicy. Pozostali sami.
Proszę– czytaj dalej pod linkiem
http://herbatkauheleny.pl/readarticle.php?article_id=1868