Recenzja “Necrolotum” Katedra

Maszczyszyn, Jan – “Necrolotum”



http://katedra.nast.pl/artykul/7986/Maszczyszyn-Jan-Necrolotum/

Być może to, co napiszę, wynika z mojego nieobycia w polskiej fantastyce i ogólnej niechęci do bywania czy identyfikowania się z tzw. fandomem. Wydaje mi się bowiem mocno niezrozumiałym fakt, że o twórczości Jana Maszczyszyna pisze się tak mało, a jego powieści wydają się niezbyt znane wśród polskich czytelników. Oczywiście może chodzić o brak dobrej promocji i tym podobne aspekty. Co więcej, pisarz ma ewidentnie pecha do recenzentów, o czym świadczy pasywno-agresywny ton tego akapitu.
Nie jestem fanem steampunku (choć czytam powieści z tego obszaru, kiedy tylko wpadną mi w ręce) ani też stylizacji gatunkowej, czy językowej, którą często uprawia autor (to czwarta czytana przeze mnie powieść tegoż). I nie potrafię wytłumaczyć racjonalnie, dlaczego mimo to książki Jana Maszczyszyna wciągają mnie za każdym razem do tego stopnia, że bywa trudno się od nich oderwać. Tak było z pierwszą powieścią, „Światy Solarne”. Podobnie z kolejnymi dwiema częściami trylogii. Nie inaczej okazało się być z „Necrolotum”, która nie jest częścią żadnego cyklu czy większej całości. Nie jest odpowiedzią żaden sentyment do powieści Juliusza Verne’a, z którymi „Necrolotum” może być kojarzone (podobnie, jak wcześniejsze dzieła). Zatem to po prostu bardzo dobra powieść. Bardzo nietypowa i przez to bardzo niszowa, a jednocześnie do bólu klasyczna w formie oraz treści.


O akcji i bohaterach można napisać wyłącznie krótko. Nie z obawy przed zdradzaniem kluczowych elementów fabuły, ale głównie dlatego, że często elementy te wydawały się – mimo bogactwa świata przedstawionego – pretekstem do quasi-naukowej spekulacji. Akcja rozgrywa się na początku XX wieku, w alternatywnej rzeczywistości. W średniowieczu nie doszło do epidemii czarnej śmierci. Świat jest przeludniony od dobrych dwustu lat. Epoka pary, budowy wielkich maszyn parowych i samolotów znajduje się w rozkwicie. Zasadniczo głównym bohaterem jest wiktoriański gentleman, Jack de Waay, który po pewnych życiowych perturbacjach rusza w podróż, a towarzyszy mu trochę szalony naukowiec. W dużym skrócie, wyprawa wiedzie pod wodę, do nieodkrytego i nieskażonego świata tajemnic, krain i przejść, dróg prowadzących w najdziwniejsze kierunki, także poza planetę.
Jak w poprzednich powieściach Jan Maszczyszyn stylizuje powieść na dzieło z początku XX wieku, niemal pod każdym względem. Nie można nie zauważyć, że swoboda, wręcz lekkość, z jaką mu to przychodzi, budzi uznanie. Do tego jest to tak przejrzyste i przystępne, że w ogóle nie hamowało mnie w trakcie lektury. Sprzyja temu również bardzo dynamiczna fabuła, która mimo bogatego otoczenia mogącego przytłoczyć, na żadnym etapie nie zgubiła mojego zainteresowania. Także za sprawą przypisów. Początkowo traktowałem je jako element fabuły. Ostatecznie mogą nim być – nie sprawdziłem wszystkich. Ale na wyrywki podążając ich tropem, stwierdziłem, że autor mocno trzyma się współczesnej nauki i wiedzy. Dodaje ją lub traktuje jako punkt wyjścia do swoich, czasami szalonych, spekulacji oraz przygód bohaterów. Znowu na plus należy zapisać to, że w żaden sposób nie przytłacza to fabuły.
Jan Maszczyszyn znalazł sobie chyba niszę w niszy. Przy tym również „Necrolotum” nie daje się łatwo zamknąć w gatunkowych ramach. Steampunk, powieści podróżnicze/przygodowe, czy fantastyka z początku XX wieku (Juliusz Verne jako najbardziej oczywiste skojarzenie) zostały wymieszane w sposób, który czytelnika nieżywiącego ani sympatii, ani sentymentu do powyższych, z miejsca kupiły.
Aby zakończyć tę recenzję, dodam, być może z niepotrzebną złośliwością (której nie mogę się oprzeć), że proza ta mogłaby pójść w świat. Zapewne w wydaniu angielskim znalazłaby swoją niszę w niszy, która byłaby znacznie pojemniejsza i znacznie bardziej komercyjnie nośna niż polskie podwórko fantastyczne. Naprawdę na to zasługuje.

Autor: Roman Ochocki
Dodano: 2020-02-28 09:44:40