Wstęp do Podmorskich Imperii

A oto świat, w którym toczy się główna scena akcji tej rozległej opowieści. Ganimedes! Szacuje się, że głębokość tamtejszych oceanów przewyższa 100 km. Byłby to największy obszar dostępny dla życia w układzie słonecznym. Ale w związku z tym , to jakie panowało by w nim ciśnienie? Ano skutecznie zmniejszone w związku z niewielką grawitacją. 0.146 g. Co zatem z saturacją wody? Czy ciecz byłaby bogata w obecność rozpuszczonych w niej gazów, międzyinnymi tlenu? Najprawdopodobniej, bo tylko Ganimedes posiada atmosferę złożoną wyłącznie z tego szlachetnego gazu. Czyżby zatem w głębokim interiorze był produkowany wolny tlen? W jakim procesie?

A oto kilka faktów

blob:https://www.facebook.com/58950f28-92cb-49ed-910c-712e6fbef139

Ganimedes ma średnicę 5268 kilometrów, co sprawia, że jest największym ze znanych księżyców Układu Słonecznego. Jest o 420 kilometrów większy niż Merkury, jednak jego masa stanowi tylko 45% masy tej planety, ze względu na niską średnią gęstość wynoszącą 1,94 g/cm3. Wnętrze księżyca ma zróżnicowaną budowę. Małe metaliczne jądro otoczone jest krzemianowym płaszczem, na którym spoczywają warstwy stanowiące mieszaninę skał i lodu. Pod lodową skorupą najprawdopodobniej istnieje głęboki ocean, bądź kilka oceanów oddzielonych warstwami lodu. Obecność metalicznego, płynnego jądra Ganimedesa powoduje, że księżyc generuje swoje własne dipolowe pole magnetyczne, co w dużej mierze chroni go przed oddziaływaniem magnetosfery Jowisza. Jest to jedyny księżyc w Układzie Słonecznym, który wytwarza własną magnetosferę. Ganimedes posiada również śladową atmosferę, złożoną głównie z tlenu cząsteczkowego.


I tak nasz kawaler De Waay przybył w poszukiwaniu pomocy dla swej ukochanej do laboratoriów podwodnego świata Kalistian. Jakiemu poddał się zdumieniu i podziwowi, gdy dowiedział się od nich, że potrafią czynić wróżby i układać więchy z obserwacji teleskopowych układów jowiszowych chmur? W zachwycie swym na widok owych fantasmagoryjnych cudów oniemiał. Pomyślał, iż oto nawet najwspanialszy malarz epoki; Drescot nie potrafiłby się oddać tak wyrafinowanej abstrakcji.

Ilekroć znajdę się na oceanicznej plaży wzrok mój zawsze mierzy się z nieskończonością. Ocean bowiem na najdalszym horyzoncie opiera się tam o Andarktydę. Bezmiar wód jest przerażająco opustoszały i wiedz, szlachetny czytelniku, że oto tam, w kierunku lodowej głuszy pełnej upiorów, topielców i od-wodnej zarazy wysłaliśmy naszych wyimaginowanych wędrowców. Niech zadrżą śmiałkowie, kiedy skuty lodem ląd – samotnik dryfujący w kierunku przeciwnym do Australii roztworzy przed nimi wciąż skrywane tajemnice. Nosi bowiem jakieś nieujarzmione niezmyte piętno skargi i przekleństwa biegnącego w genezie aż do dnia swego stworzenia, i gniazda pełne wszelkiej brzydoty; gady i nie gady, płazy, ryby, węże i nie węże, i niezliczoną gamę stworzeń niby to urojonych- paskudnych, wstrętnych i obcych nawet nie – szlachetnie urodzonej głowie. I ten ogrom nietkniętej ludzką ręką przestrzeni i dzikiej przyrody wprost nas na plaży ogłusza. Bo wszystko to widzimy…Jakkolwiek ślepotę zakładając…samych siebie dla uspokojenia oszukujemy.
Gdzieś w połowie drogi do tego lodowego piekła leży surowy skrawek lądu, często nazywany ptasim rajem: Macquarie Island.
Info
Wyspa została odkryta w 1810 przez Fredericka Hasselborougha i nazwana na cześć Lachlana Macquarie, gubernatora Nowej Południowej Walii. W 1890 Nowa Południowa Walia przekazała wyspę Tasmanii, wraz z którą w 1901 weszła w skład Australii. W 1978 roku ustanowiono tu rezerwat stanowy. W latach 1977-2011 wyspa była wpisana na listę rezerwatów biosfery[1], a od 1997 roku figuruje na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Na wyspie znajduje się od 1948 stała australijska stacja polarna Macquarie Island, w której, w zależności od pory roku, przebywa od 20 do 40 osób.
Oto wywiad z bohatertami:


– Witam serdecznie zebranych państwa. Jestem korespondentem Parowego Miesięcznika Podróżnego “The Puffer” Patrick Strightheaven do waszych usług. Kłaniam się.
– Oczywiście miło nam.
– Pani szanowna jest tutaj kwiatem towarzystwa. Wprost uwielbiam pani powieściową kreację.
– To bardzo uprzejmie z pana strony.
– Czy miała panie jakiekolwiek problemy w castingu. Wiem, że zainteresowanie dla pani roli było ogromne.
– Jakoś od razu przypadliśmy sobie z autorem do gustu. Myślę, że ogromne wrażenie zrobiły na nim nasze wspólnie dzielone pasje. Zresztą pisał dla mnie wspaniałe role, z którymi do dziś się identyfikuję.
– A pani partner?
– Jack?
– Tak. Czy odnaleźliście państwo wspólny język? Pochodzicie przecież z innych rejonów świata.
– Płynie w nim co prawda trochę francuskiej krwi, ale to człowiek prywatnie bardziej zrównoważony niż powieściowy Jack. Jeśli powiem, że jesteśmy w życiu naprawdę zaręczeni nie zrobi to na panu wrażenia?
– Ma pani rację. Nie zrobiło. Jesteście wprost stworzeni dla siebie. A pan, w roli Ocearusa? Jak odebrał pan rolę?
– Jestem wprost rozżalony. W wielu przypadkach skrócono moją narrację. W szczegółach podano kapitańskie racje, pozostawiając mnie bezczynnym i jałowym.
– Jednym słowem ma pan żal do autora?
– Oczywiście. Wyciął scenę, w której złoiłem skórę tej nędznej niemieckiej kreaturze.
– A pan, lordzie? Też jest pan rozczarowany tym, co się pan po roli spodziewał, a rzeczywistością? Podobnież w życiu zawodowym jest pan łowcą cyrkowych zwierząt?
– I to nie byle jakich, bo specyficznych charakternych, lubiących igrać z ogniem. Takich sprawiających ból głowy dla tresera i windujących ceny ubezpieczeń dla właściciela.
– Nie powie mi pan, że istnieją zwierzęta przedkładające ryzyko ponad rozsądek?
– Ależ oczywiście. Niczym się w tym względzie nie różnią od ludzi i takie zatrudniany w Parowych Świątyniach cyrków Caruzo and Bamgnera!
– A więc, lordzie Bizzard? Nie odpowiedział pan na nasze pytanie. Zadowolony?
– Dla mnie autor wyrychtował cudowną rolę. Proszę zauważyć, że z każdej matni wychodzę tam z twarzą. To rola wybitnie męska. Widziałem te spojrzenia panny Abelii, gdy jej narzeczony zachowywał się na planie akcji jak ciota…
– Cóż to? Twierdzi pan, że nasza urocza dama adorowała pana wzrokiem.
– A owszem…
– Chyba miał pan urojenia!
– Proszę o spokój…
– Pan Bizzard nażarł się jak zwykle minerałów.
– Daj spokój Jack. Zignoruj go. Przecież wiesz, że to nieprawda.
– Reynash… Czy to pańskie prawdziwe imię?
– Taaak.
– I jest pan autentycznym braminem?
– Owszem. I powiem więcej… Wszystkie fakty naukowe, które z taką dumą i lubością referuje obecny tu śmiechu warty profesor, są cytatami z moich prac akademickich. Przecież, ten aktorzyna połowy z tego nie rozumie.
– Ocearusie?
– Jak zwykle nasz Hindus bredzi…
Tu towarzystwo wybucha szczerym śmiechem.
– Czy gdyby padła propozycja udziału w akcji kolejnego tomu, wzięlibyście państwo role?
– Ależ to oczywiste…
– Tak…
– A jakże…
– Pewnie.
– Nie mogę się doczekać!
– Zatem życzę spełnienia marzeń i dziękuję za wywiad.
Tu….
Niknące, oddalające się trzaski i szumy.

Czy robiono jakieś symulacje?

Facebook