Bizarro Bazar – recenzja Horror Online
Tłumaczenie:Marcin Kiszela Marek Grzywacz
Wydanie oryginalne:0
Wydanie polskie:2013
Wydawnictwo:Niedobre Literki
Ilość stron:328
Bizarro to gatunek literacki, uprawomocniony przez amerykańskich pisarzy-wywrotowców, którzy postanowili uknuć termin dla literatury dziwacznej, rażącej nawet w kanonach popkulturowych swą ekscentrycznością i niemożnością klasyfikacji. Szybko okazało się, że idea znalazła wielu naśladowców, a wokół niej zaczęła tworzyć się swoista subkultura, spragniona nawiedzonych wagin, napalonych elfów, dupogoblinów i groteski, łamiącej wszelkie utarte konwenanse.
„Bizarro Bazar” to druga poważna próba zaszczepienia gatunku bizarro na naszym rynku. Poprzednia antologia, „Bizarro dla początkujących”, mimo bijącej od niej literackiego entuzjazmu, ledwie się prześlizgiwała po samym bizarro, przez co chyba nie była najlepszą wizytówką zjawiska. Za to „Bizarro Bazar” to rzecz bardziej dojrzała, śmiała, a przy tym szachująca nazwiskami czołowych przedstawicieli nurtu zza Oceanu. Na prawie 330 stronach swoje miejsce znalazły 22 opowiadania, które stanowią barwny, przekrojowy wachlarz gatunku bizarro. Mam wrażenie, że intencją twórców antologii było pokazanie nieco innego oblicza nurtu, który w Polsce kojarzony jest przede wszystkim przez pryzmat twórców grozy. Stąd tez „Bizarro Bazar” to gatunkowy tygiel, tonący w oparach absurdu, zabawy konwencją i szermierki słownej. Można tu znaleźć wariacje i miksy antyutopijne, fantasy, horroru, westernu oraz wybrzmiałej groteski, która co rusz raczy nas swoim szelmowskim uśmiechem. Podczas lektury książki, rysuje się pewna prawidłowość. Otóż teksty amerykańskich kolegów po fachu, mimo nierzadko banalniejszej formy i tematyki, posiadają o wiele więcej luzu i zwyczajnie lepiej się sprawdzają w kategoriach rozrywkowych. Opowiadania „Futbolowe mamy i pro-wrestlingowi ojcowie” Bradleya Sandsa to prawdziwe mistrzostwo świata pod tym względem. I mimo że Amerykanie lubią wrzucać nutkę goryczy („Dom (z) kotów” Jeff’a Burkey’a, czy „Ponure bobry” Camerona Pierce’a), to jednak ich poziom gorzkiego smaku jest zdecydowanie mniej intensywny niż nasz.
W antologii są same bardzo dobre teksty, dobre i dwa średnie (te ostatnie to „Czarne Galery” Krzysztofa Maciejewskiego oraz „Pięć parszywych żywotów” Zeter Zelke). Do prawdziwych perełek należy z pewnością „Skóra” Michała Stonawskiego, która zabija konceptem i apokaliptyczną puentą; antyutopijny „Homo Pregnantus” Jana Maszczyszyna; humorystyczne „Porno w sierpniu” Carltona Mellicka, świetnie wpisujący się w konwencję fetyszystowski „Duckfucker” Roberta Cichowlasa, przewrotna „Moja na zawsze” Grzegorza Gajka i jak zwykle hardcorowy Edward Lee ze swoją „Przejażdżką”. Tą wyliczankę spokojnie można by kontynuować, lecz to właśnie wyżej wymienione rzeczy podcięły mi nogi swoją świeżością, warsztatem i oryginalnymi pomysłami. W antologii znajdziemy również weteranów sceny literackiej w postaci utworów Dawida Kaina, Kazka Kyrcza czy Krzysztofa T. Dąbrowskiego, lecz tym razem znacznie mocniej utkwiły mi w pamięci opowiadania firmowane przez mniej doświadczonych twórców, co samo w sobie jest bardzo dobrym prognostykiem.
„Bizarro Bazar” traktuję jako wyraźny sygnał tworzącego się środowiska twórców literatury alternatywnej, gromadzącego się pod szyldem „bizarro”. Sama zaś antologia to jak na razie najlepszy polski owoc literatury eksperymentalnej. Warto również dodać, że jak na inicjatywę undergroundową wydanie prezentuje się bardzo okazale pod względem edytorskim – składowi i korekcie nie można praktycznie niczego zarzucić, a świetna okładka Eda Mironiuka nadaje książce charakteru. Olbrzymi rozrzut form, śmiałość tekstów oraz wysoki poziom całej antologii bardzo dobrze wróżą nurtowi bizarro w Polsce. Pozostaje mieć nadzieję, że aspiracje twórców „Bizarro Bazar” znajdą odzwierciedlenie w gustach czytelników, bo jak wiadomo…