Herbatka u Heleny

Warto poznać: Jan Maszczyszyn (jahusz)

Posted on by HelenaChaos

http://herbatkauheleny.pl/
http://herbatkauheleny.pl/

http://herbatkauheleny.pl/2020/06/30/warto-poznac-jan-maszczyszyn-jahusz/

Witaj, przygodo!

Nazwisko Jan Maszczyszyn mogło się już Wam o uszy obić, a nawet powinno. Jeśli nie, to właśnie stoicie na progu niesamowitej przygody literackiej. Bo ja dokładnie tak traktuję tę znajomość.

Poznaliśmy się już prawie dziesięć lat temu, na portalu fantastyka.pl, gdzie zarejestrował się pod nickiem jahusz. Szybko wyszło na jaw, że poziomem znacznie wyrasta ponad średnią, a i pierwsze sukcesy ma już dawno za sobą (jak choćby miejsce na podium w konkursie literackim miesięcznika Fantastyka, obok takich nazwisk jak Sapkowski i Huberath). A mi dane było obserwować jego triumfalny powrót do pisania

Siegaj, gdzie wzrok nie sięga

Jahusz był jednym z pierwszych użytkowników Niepoważnego Portalu Okołoliterackiego „Herbatka u Heleny”, choć przyznam się, że naprawdę miałam tremę, wysyłając mu zaproszenie. Bo to pisarz. I choć wiele osób rości sobieprawa do tego miana tylko dlatego, że piszą i mają aspiracje, to dla mnie nie są to wystarczające kryteria. Kiedy na codzień przebiera się w dziesiątkach tekstów i pretendentów, łatwo wyłuskać osobę, która faktycznie zasługuje na ten tytuł. Bo pisania można się nauczyć. Można nauczyć się zasad ortografii, interpunkcji i gramatyki, konstruowania postaci i fabuły, trików pisarskich. Ale żeby napisać coś, czego nikt wcześniej nie wymyślił, trzeba być wyjątkowym. I taki jest właśnie Jan Maszczyszyn.

Choć nigdy nie było dane nam poznać się osobiście, to przez ten czas z przyjemnością dołączałam do mojej biblioteczki kolejne książki, niektóre nawet z osobistą dedykacją. W tym roku najnowsza powieść, „Necrolotum” została nawet nominowana do Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego. Ale to temat na zupełnie nowy artykuł. Dzisiaj zaczniemy od opowiadań. I to takich, po które możecie sięgnąć od razu, bo znajdziecie je na Herbatce.

To się w głowie nie mieści

Chyba taka była moja pierwsza reakcja na większość opowiadań Jana Maszczyszyna. W zdecydowanej większości są to teksty, do których lepiej nie podchodzić z marszu. Już nawet nie mówię o tym, że niesamowicie wciągają, ale jest to lektura, do której lepiej przygotować się psychicznie. Intensywna, wyjątkowa, momentami wręcz otumaniająca jak narkotyk. Z tego powodu, choć w poprzednim artykule z serii, o Jarosławie Sapierzyńskim, zaczynaliśmy od the bestów, tu zaczniemy od tekstów lżejszych, a potem zagęścimy atmosferę. Wydaje mi się, że to jedyny słuszny sposób, aby na dzień dobry nie rozsadzić nikomu mózgu. Zapraszam do lektury moich ulubionych opowiadań jahusza.

Na spokojnie

Zaczniemy od kilku miniatur, które dają intrygujący przedsmak, a jednocześnie są na tyle mało „odjechane”, że powinny sobie poradzić z nimi nawet mniej wprawione w fantastyce osoby. (Czy ja w ogóle wspomniałam, że cały czas mówimy o literaturze z dziedziny fantastyki?)

Żołnierzyki

„Żołnierzyki” to trochę bajka dla dzieci. Ale może jednak tych starszych albo bardzo niegrzecznych. Albo dla dorosłych, którzy nie lubią dzieci… Opowieść o zabawkach przyszłości, która wcale nie musi bardzo rozmijać się z tym, co nas czeka.

Świeczkoń

„Świeczkonia” uwielbiam za dwie rzeczy: obłędny klimat i czas akcji, czyli dzień Wszystkich Świętych. Taki nasz, tradycyjny, na cmentarzu, ze zniczami. Okazuje się, że nawet z takiego tematu można wyczarować coś, co jeży włosy na karku, ale nie w sposób, którego się spodziewacie.

To też mój ulubiony z seri „oniów” („Butoń„, „Bombkoń„), a także tekst, który doczekał się drugiej, znacznie bardziej rozbudowanej i całkowicie przearanżowanej wersji („Wosk„), ale ja jednak nadal zostaję przy tej oryginalnej, bo jest fenomentalna w swojej prostocie.

Przymierzalnia

„Przymierzalnia” to tekst, który na naszym portalu został uhonorowany Srebrną Łyżeczką dla najlepszego opowiadania 2018 roku. Kolejna wariacja na temat niedalekiej przyszłości, tym razem w tematyce mody i modowego marketingu. A także, niestety, relacji rodzinnych. Tekst przerażający, choć nie znajdziecie tu duchów, krwi i flaków. Może tylko potwory.

Rozsiądź się wygodnie

Przechodzimy teraz do tekstów, które stanowią popis właściwy (w kwestii opowiadań oczywiście, bo powieści to zupełnie inna półka). Proponuję, żebyście się wygodnie rozsiedli, bo nie oderwiecie się od tych opowiadań do samego końca.

Spotkanie na skrzyżowaniu losów

„Spotkanie na skrzyżowaniu losów” to fenomenalny kryminał, którego główną atrakcją jest… reinkarnacja. Czy wrona, która grzebie w waszych śmieciach aby na pewno jest tylko wroną? Bez obaw, żadnej metafizyki, tylko i wyłącznie science fiction.

Pasje mojej miłości 

„Pasje mojej miłości” to opowiadanie… erotyczne. Dla kumatych – ufo porno… Mamy tu w sumie zoofilię, homoseksualizm, chyba nawet trochę pedofilii. Brzmi nieźle? Jak bardzo poczuliście się zniesmaczeni, tak bardzo będziecie zaskoczeni, bo to świetny kawałek pełnokrwistego science fiction. Gdyby podsunąć to pod nos Ridleya Scotta, byłby absolutny hit.

Las nawiedzonych

„Las nawiedzonych” to tekst bardzo charakterystyczny dla Jana Maszczyszyna. Znajdziemy tu to, co autora kręci najbardziej: kosmitów i prymitywne kultury. Kolejne fascynujace i wciągające science fiction. Absolutnie nieoczywiste i niepowtarzalne.

Testimonium

Zostawiłam sobie ten tekst na koniec szufladki, choć wydaje mi się, że jest trochę bardziej spokojny od dwóch powyższych. Mam jednak do niego szczególny senstyment. Po tym tekście dotarło do mnie, że mam do czynienia z kimś wyjątkowym. I do tej pory pozostaje moim absolutnie ulubionym opowiadaniem.

Tekst napisany był na konkurs „Sherlockista” portalu fantastyka.pl, możecie się już mniej więcej domyslić fabuły. To retro kryminał, luźno nawiązujący do stylistyki Sherlocka Holmesa i pełen charakterystycznych dla autora motywów obcych ras. Wyobrażacie sobie takie połączenie? Cud, miód, malina. I to z prądem.

Jazda bez trzymanki

Jesli dotarliście do tego momentu, to już na pewno wiecie, czy kochacie Jana Maszczyszyna tak, jak ja, czy jednak mówicie pas. Jeśli to pierwsze, to zapraszam Was na absolutny popis wyobraźni, czyli co potrafi autor, kiedy nie temperuje go żaden redaktor.

Posłańcy opętania

„Posłańcy opętania” to naprawdę tekst bez trzymanki. Mroczny, klimatyczny, chaotyczny. A przy tym z jakiegoś powodu niesamowicie bajkowy. Zdecydowanie do przeczytania wieczorem, w pustym domu. 

Cud ostateczny

To jest prawdziwy ewenement. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie spotkałam się z takim tekstem. Połączenie Biblii i powszechnie znanych baśni okazuje się wyjątkowo wykwintnym daniem, choć nie dla wszystkich. Jest to tekst niemożliwy. Do tej pory ciężko mi uwierzyć, że można było na coś takiego wpaść. A przecież właśnie jest w zasięgu ręki.

Wnetwstąpienie

I na koniec absolutna perełka. Opowieść o świecie, w którym nie ma już granic pomiędzy siecią a prawdziwym życiem. Świecie, w którym przestaliśmy być ludźmi. Czy poszukiwanie miłości ma jeszcze sens? Gwarantuję Wam, że nigdy tego tekstu nie zapomnicie. 

Nie ma takiego drugiego

Tak przedstawia się moja ulubiona dziesiątka, ale to zaledwie przedsionek, przedsmak. Pokaz, jak wiele można zmieścić w pozornie konserwatywnym określeniu science fiction. Zachęcam Was do dalszego drążenia, a gdy poczujecie się gotowi, koniecznie wybierzcie się w podróż po światach retrofikcji.

Działalnosć autora możecie też śledzić na Facebooku i na stronie jahusz.com. Z całego serca polecam!