Recenzja w Ostatniej Tawernie
Recenzja w Ostatniej Tawerniehttps://ostatniatawerna.pl/cala-prawda-o-podrozach-kosmicznych-innych-swiatach-i-zyciu-recenzja-necrolotum-jana-maszczyszyna/
Tytuł książki Jana Maszczyszyna nieodzownie przywołuje (a przynajmniej mnie) na myśl słynny bluźnierczy Necronomiconautorstwa szalonego Araba, Abdula Alhazreda, opisywany przez znanego samotnika z Providence. I skojarzenie to uzasadnione jest nie tylko nazwą – właśnie w Necrolotum czytelnik ma możliwość poznać prawdopodobne tajniki lokomocji Wielkich Przedwiecznych oraz szanse i zagrożenia dla ziemskiego życia i cywilizacji ze strony Jowisza.
Pierwsi ziemscy astronauci
Jednym z pionierów podróży Necrolotum, a zarazem głównym bohaterem i narratorem, jest Jack de Waay, dżentelmen z alternatywnej Australii epoki wiktoriańskiej. Owa alternatywność polega na większej liczbie ludności Ziemi na początku XX w. niż w naszym świecie; na tyle dużej, że pojawiają się nieśmiałe głosy o przeludnieniu. Sam pan de Waay to zaś ekspert w dziedzinie kawitacji, czyli kontrolowanego zmieniania skały w magmę. Początek jego przygód stanowi propozycja eksploracji słabo zbadanych podwodnych głębin z ekscentrycznym geniuszem Oceanusem Molierem (imię zobowiązuje), lordem Duncanem, łowcą przygód, oraz innymi naukowcami i nie tylko, dla zdobycia sławy i bogactwa – niestety kosztem zerwania zaręczyn z ukochaną Abelią. Dopiero po wyruszeniu ujawnia się prawdziwy cel wyprawy – tytułowe Necrolotum.
Międzyplanetarny system łączności oraz przewaga życia wodnego nad lądowym
Ten dziwny twór to system połączeń łączący oceany i morza wszystkich planet i satelitów w Układzie Słonecznym – rozwiązanie jak dla mnie bardzo ciekawe. Za pośrednictwem tej sieci bohaterowie dostają się do wód Ganimedesa, później też na Trytona i inne globy. W tym momencie nasuwa się dość oczywiste pytanie: jak rozwiązać problem ograniczonego czasu przebywania pod wodą przez organizm lądowy. Profesor Molier miał na to prostą (dla niego) radę – zmienić go w wodny poprzez odpowiednie hormony, ćwiczenia, umożliwiając retroewolucję – powrót do wcześniejszej formy na drzewku ewolucji. Rzecz jasna, zastają tam istoty zupełnie różne od znanych nam poczciwych ziemskich stworzeń. Niektóre z nich to byty inteligentne i świadome, choć niekoniecznie przyjazne, przynajmniej z początku. Przy okazji zaś Jack, wraz z czytelnikiem, staje przed ciekawymi dylematami – jak wyglądałoby życie, gdyby nie wyjście z wody miliony lat temu? Czy ludzkość jest gotowa na kontakty z obcymi rasami, a jeśli nie, to czy można Necrolotum i życie pozaziemskie utrzymać w tajemnicy przed coraz bardziej przeludnionym światem lądowym?
Ile science w science fiction?
Tym, co mnie osobiście bardzo spodobało się w Necrolotum jest sięganie autora do licznych dyscyplin naukowych i wykorzystanie ich do kreacji wciągającej wizji świata oraz pasujących doń zjawisk, wynalazków i gałęzi nauki. Pojawiają się zagadnienia geologiczne, hydrologiczne; autor nawiązuje również do hinduskiej Ajurwedy oraz kwestii biologicznych. Moim zdaniem całkiem wiarygodnie przedstawił też spojrzenie ówczesnego wykształconego przedstawiciela jednej z wyższych klas na żądany porządek społeczny. Postacie prezentują również różne poglądy na wymienione wcześniej kwestie, co oczywiście prowadzi do konfliktów stanowiących według mnie oś fabuły.
Odpowiedź na pytanie w śródtytule brzmi więc: całkiem sporo, szczególnie w przypisach końcowych. Znalazłam trochę nieścisłości, z których część można złożyć na karby członu fiction – jednak błędne odniesienia do mitologii mnie minimalnie zabolały. Zainteresowanych odsyłam do książki.
Nie tylko treść, ale i forma
Jan Maszczyszyn napisał tę powieść w języku stylizowanym na polski odpowiednik XIX- i XX-wiecznego angielskiego wyższych sfer – z oczywistych względów jest to uzasadnione. I chociaż ekspert z językoznawstwa ze mnie żaden, wydaje mi się, że zrobił to dobrze. Nie wyczułam żadnego dysonansu między dialogiem i stylem narracji, a wyobrażeniem wiktoriańskiego, dobrze urodzonego inżyniera. Pod względem edytorskim także nie zauważyłam niedociągnięć. Z językiem współgra też projekt okładki przedstawiającej łódź podwodną i koła zębate na tle starej mapy. Całość oddaje steampunkowy klimat świata Necrolotum.
Podsumowanie
Uważam, że Necrolotum to jedna z lepszych książek fantastycznych, jakie ostatnio czytałam. Fabuła, choć nie najbardziej wartka, trzyma miejscami w napięciu, pozwalając przy tym na chwile refleksji i inspirując (przynajmniej mnie) do zaznajomienia się, nawet pobieżnie, z dziedzinami dotąd obcymi. Mówiąc w skrócie – polecam przeczytać mając trochę wolnego czasu. Lektura w tramwaju czy podczas przerwy w pracy lub między zajęciami odbiera urok.