Prezentorium w wydaniu specjalnym “Szortala” na wynos
Prezentorium
Jan Maszczyszyn
Przeszedł mnie upiorny, monotonny w intensywności dreszcz. Nieczęsto zdarza mi się odczuwać coś o podobnym, mrocznym natężeniu. Z nowej perspektywy choinka wydała mi się jeszcze większa. Długo nie była dla mnie tak tajemnicza i groźna. Szczególnie w sekcji centralnej, pełnej starej lamety i wytartych, nigdy nie czyszczonych bombek.
W tym roku sąsiad Robert, mąż Betty, przyciągnął drzewko z szopy na podwórzu, po raz pierwszy zastępując mnie w tej robocie. Był to ten sam facet, który dwa tygodnie wcześniej dobierał się do majtek mojej żony na kuchennym stole. Lora nie potrafiła mi potem wytłumaczyć swego idiotycznego zachowania. Kłamała i trzęsła się ze strachu , gdy celowałem do niej po kolacji z mojego rewolweru, stając niepewnie w zacinającym się chodziku dla niemowlaka. Od czasu incydentu wolałem trzymać broń zawsze pod ręką, najlepiej wciśniętą w ciasną pieluchę na tyłku lub ukrytą w bocznej kieszonce siedziska, gdzie dzieliła miejsce z wymiętolonym, niepotrzebnym już nikomu smoczkiem. Wolałem uspokajające mnie bardziej papierosy…
Szarpnąłem chodzik. Opornie obrócił się w stronę okna skrzypiąc piskliwie. Przy szerokim parapecie stała tam ozdobna kanapa, na której krawędzi przysiadły dwie kobiety. Cień szybko zakradającej się nocy skutecznie zacierał szczegóły. Uważny obserwator dostrzegłby jednak ostry zarys profilów, wrogi błysk oczu i usta wykrzywione w nic dobrego rokujące uśmieszki. Wyglądały jak dwie, pokurczone od starości wiedźmy, choć jedna na pewno była moją żoną. Obie wodziły za mną ponurym spojrzeniem i cicho wymieniały uwagi. Jeszcze bardziej wytężyłem słuch.
– Kręci się tutaj w tym zależałym chodziku od samego rana. Czeka na Bóg wie jakie prezenty – roześmiała się cicho żona Lara. Z bólem wyczułem w jej głosie kpinę – a dziwił się przedtem naszemu raczkującemu synkowi.
– Lepiej ogoliłby na gładko pysk – zauważyła sąsiadka delikatnie siorbiąc kawę z porcelanowej filiżanki – i wyciął te parszywe włosiska z uszu i nosa.
Żona przytaknęła w milczeniu, by za chwilę skomentować:
– Głowa jest zbyt brudna i wyraźnie za duża w stosunku do ciała…
– I za ciężka – dodała sąsiadka. – Trzyma się niestabilnie na kruchej, dziecięcej szyi.
– Hm… Mąż przechodzi bardzo agresywną kurację hormonalną. Może głowa musi się kiwać? Od codziennej serii zastrzyków toczy się po domu jak naćpany.
– Ile miał wasz synek w czasie tego okropnego wypadku, równy rok?
– Coś koło tego…
– Trudno sobie wyobrazić, żeby wątłe ścięgna i mięśnie jego małego ciała były w stanie swobodnie udźwignąć głowę ojca.
– Powiedziano mi, że chirurdzy robili, co mogli.
Reszta we wspaniale zredagowanym wydaniu specjalnym w linku poniżej;