Recenzja – Katedra 2016
– Mówimy o studni houlotańskiej, więc siłą rzeczy należy wspomnieć i o rozszerzającym się w tle ogólnym wszechświecie. Widzi pan, szalenie istotna jest prędkość ekspansji, która średnio i to w ogromnej sześciennej skali milionów lat świetlnych wynosi siedemdziesiąt cztery kilometry na sekundę. Ale już w pobliżu brzegów naszej Galaktyki uczeni Houlotee dopatrzyli się tylko około trzydziestu siedmiu kilometrów na sekundę. Nie trudno więc dojść do wniosku, że obecność masy, a raczej powodowana przez nią zniekształcona symetria lokalna spowalnia proces rozszerzania. A opisując szczegółowiej wygasza lub całkowicie demontuje aspekty wymiarowe zjawiska pozostawiając wyłącznie czas.
– Jak pan to sobie wyobraża?
– Może wytłumaczę na przykładzie. Otóż niech szala wagi aptekarskiej będzie zawieszona w czasoprzestrzeni, a skala niech mierzy zniekształcenie, jakie powoduje zawierająca misę masa. Niech aptekarz dodaje jej wzrostowej wartości. Wkrótce zauważymy, że geometria lokalna z powodu istnienia w niej nadmiaru masy nie tylko, że nie pozwoli na wymknięcie się światła z zamykającego się kokonu, ale spowolni czas do minimum, czyli niemal powstrzyma samą ekspansję, ryzykując jednorodność istnienia wszechświata. Identycznie ma się rzecz w skali makro. Rozpędzony do prędkości bliskiej światła obiekt materialny doświadcza wzrostu masy do bliskiej nieskończoności i tym samym spowolnieniu czasu do wartości bliskiej zera. W obu tych przypadkach obiekty nie znikają gdzieś w świecie równoległym. Pozostają, ulegając stopniowemu, powolnemu odparowaniu swego stanu osobliwości do przestrzeni ekspansyjnej. Potencjalnie w każdym przypadku, kiedy masa osiąga swoje maksimum lub prędkość światła swój limit czas zatrzymuje się, co jest równoznaczne z całkowitym zniesieniem efektów ekspansji.
– Teoria jest znana u nas pod nazwą Elegancji Holdsmorea – Tolckiego – dorzucił rozgorączkowany wykładem baron. – Wysunięto ją przy okazji odkrycia bliźniaczych galaktyk.
– Zawsze twierdzę, że jest ona absolutnie zbyteczna w nadbudowie, w której funkcjonuje prędkość tentralna, świetlna nie posiada u nas racji bytu – wtrąciłem.
– Tentryka istnieje tylko, aby umożliwić nam wygodne przemieszczanie się w obrębie przestrzeni zamkniętej – odparł Vanhalger. – Jest elementem faworyzującej nadbudowy.
– Dotąd mówiliśmy o przestrzeni specyficznej; o przestrzeni tła zdarzeń. Nie jest w niej powszechniejsza materia lecz promieniowanie. Pytanie brzmi; jakie siły ją kształtują i jak dalece wpływa ona na naszą egzystencję w Enklawie? – zastanawiał się książę.
– Ośmielę się przypuścić, że posiada jak w pańskiej studni wszelkie adresy zafałszowane lub z błędami przepisane – ze śmiechem podpowiedział baron.
– Dokładnie tak samo myśli wolna młodzież na naszych uniwersytetach. Natomiast niestety dobrze wykształcony Houlotański arystokrata posiada doświadczenie zaledwie monotematyczne. Ogranicza go zestaw protetyczny i zakres możliwości zmian w zapisie tła, czyli stały, manipulowany z większym lub mniejszym sukcesem zestaw ekosferyczny.
– Wyłania się interesujący panteon bytów programujących – zauważył Vanhalger. – W teorii każdy z nich posiada określony zestaw obowiązków. Ludzie nigdy się nie przekonali do tych świetlistych wielopodziałów.
– Dlatego wasza cywilizacja – uznał za stosowne dopowiedzieć książę, – utknęła na zamrożonym poziomie pierwotnie przeznaczonej dla siebie niszy. My sięgnęliśmy dalej, poza obowiązującą kieszeń przypadku. Uzyskaliśmy przywilej terraformacji i protetycznej koewolucji. Teraz zazdrośnie strzeżemy naszych sekretów. I podobnie jak ma to miejsce w przemyśle stoczniowym, tak i my chronimy nasze patenty w protetyce mózgu. Nie jest możliwe dla biologicznego dyletanta zrozumienie i operowanie mechanizmami kodowania przestrzeni grawitacyjnej.
– Nawet przybranemu w pańską maskę?
– Nawet wtedy.
– Czy w przestrzeni zafałszowanej informacyjnie istnieje jakiś próg odległości orbitalnej? – zapytałem skrzętnie notując w pamięci zasłyszane informacje. Nie przestałem bowiem myśleć o pozostawionej na Plutonie Lagris. Miałem ogromną nadzieję ujrzeć przyjaciół jeszcze w przyszłości i w przypadku nieobecności Hrotema popisać się otrzymaną wiedzą.
– Materialny zapewne – zauważył baron.
– W systemie Plutonidy globy wirują wokół siebie niebezpiecznie blisko – przypomniałem.
– No cóż, takie systemy są najbardziej wyzywające architektonicznie, ale rozwiązania były nagminnie stosowane w przypadkach tak zwanych procesów panspermicznych. Podczas gwałtownych cyklonów dochodzi na partnerskich planetach nierzadko do wymieszania się płaszcza atmosferycznego, a burze ogarniają tam oba nieboskłony. Z punktu widzenia łatwości rozpowszechnienia się na nich życia są niezbędnym wstępem do produkcji biosfery, a w niej bytów inteligentnych. Przypuszczam, że jest to system albo stosunkowo młody albo niesprawny technicznie. Po upływie wstępnych stu milionów lat planety powinny się były automatycznie odseparować, ale mechanizm mógł ulec zakleszczeniu, a adresy przestrzenne zdewaluować promieniotwórczo.
– Nieprawdopodobne.
– W jaki sposób wpływa pan na ustawienie wartości adresowej.
– Dzieje się to na zasadzie wywarcia wpływu ultra–telekinetycznego. Do zapisu danych jest mi niezbędna, jak również wspierającemu zespołowi maska emiterska.
– I jest pan w jej posiadaniu?
– Nie tylko starożytnej maski, ale i uprawnień nadawcy – wyjawił z dumą wyciągając z portfela stare foto – grafy własnej facjaty w pokrywającej szczelnie najpewniej magicznie żeliwnej zasłonie. Rzuciliśmy na postrzępiony papier okiem. – Zwykle pracuje zespół fachowców, a sprzęt jest przechowywany w skarbcach królewskich. Jednak jako osoba zaufana wożę ze sobą egzemplarz służbowy w specjalnie zabezpieczonych futerałach. Z miłą chęcią sprzęt państwu przy okazji zaprezentuję, nie obiecując plastyki orbitalnej.