Zbiór opublikowanych i Nie —- Bizarro Tekstów
NarządnicaOpowiadanie było publikowane na łamach Herbasencji
http://www.beezar.pl/ksiazki/herbasencja-kwiecien-2013
|
Kategoria: horror1. Tramwaj przejechał mężczyznę na Collins Street. Zwłoki wyglądały tak, jakby koła przejechały po nich całkowicie świadomie, umyślnie miażdżąc części ciała w sadystycznym okrucieństwie. Rozjechane na grubość bibuły fragmenty uległy dziwnemu, samoistnemu rozdrobnieniu, a ich przedziwna lekkość i suchość pozwoliła podmuchom wiatru wyścielić z nich delikatny nalot na półkach okolicznych sklepów. W przypadku oczywistych przyczyn wysyłamy jakiegoś dumnego żółtodzioba, aby powypełniał obowiązujące rubryki w niekończących się formularzach, pstryknął parę szablonowych zdjęć, przesłuchał naocznych świadków i w ostateczności – pozwolił działać instytucjom pogrzebowym. Zawsze ktoś z wyższych rangą przegląda potem te głupoty i pisze krótką informację wyjaśniającą do prasy i szefa wydziału. W tym akurat przypadku cała przyjemność ostatecznego podpisu wraz z przeźroczystą teczką spadła z impetem na moje zawalone morderstwami biurko. Z wrażenia oparzyłem się świeżo zaparzoną kawą, zakląłem pod nosem, ale jakoś mimowolnie przewróciłem wolną ręką kartki i zajrzałem do środka. Niekompletne ciało?” Nie odnaleziono brakujących kończyn mężczyzny. Pomyślałem: Ktoś ich w ogóle szukał? Znikły bez śladu? A obuwie? Naoczny świadek powiedział: – Kradzież narządów, to rzecz powszednia w czasach rozwiniętej transplantologii”. To dlaczego, do k..nędzy – twarz mężczyzny pozostała rozwałkowana na drobne i przyklejona do asfaltu jak aluminiowa puszka po piwie? Gdzie tu interes? – pomyślałem znowu. Dojrzałem interesujący szczegół… Kikuty kończyn w jaskrawy sposób zdradzały metodę ich barbarzyńskiego usunięcia.” Ci z labu byli pewni, że widzą nierówną linię zębów! Analiza laboratoryjna zaschniętej śliny zdradzała ciekawe fakty. Udało się mianowicie stwierdzić, że czas w jakim dokonano owego potwornego procesu konsumpcji nie zgadzał się z tym, w którym nastąpił wypadek. – Hm? Dodatkowo DNA w próbce śliny nie pasował, do żadnego znanego drapieżnika na Ziemi. I na pewno nie była to znana nam cytoplazma, a raczej… zwykły olej? Hm? Wydarzenie miało miejsce o sinym brzasku kiedy miasto zazwyczaj tonie w porannych strzępach mgły, a ulica ciągnie się ślamazarnie jakby w zawiesistej zupie półsennych zjaw. Na pewno przebiegająca drogę istota nie była ludzką istotą w pełnym tego słowa znaczeniu. Motorniczy opisał istotę zbyt skomplikowaną jak na jedno ciało. Nie był pewny, co widział, ale przychylał się do idei zamazanej postaci pędzącego jeźdźca, podsuniętej mu przez naszego rysownika z wydziału kryminalistyki. Wróciłem z laboratorium przy Park Drive w Milton około drugiej w nocy zupełnie wstrząśnięty. W żyłach denata nie odnaleziono krwi. Układ krwionośny wypełniał ciemny olej. Następnego ranka wraz z chłopakami z policji federalnej przeszukaliśmy mieszkanie zamordowanego. Grzebiąc w rozlazłej aktówce pod łóżkiem, odnaleźliśmy dziwne, nie pisane ludzką ręką dokumenty i kupony gwarancyjne Towarzystwa Antykwarycznego” Pełnia Księżyca.” Były też zdjęcia i bilety lotnicze, oraz kwity bagażowe na pokaźną masę przewozową. Wszystko to zaprowadziło nas do tajemniczej kobiety, którą denat znał i która, polegając na słowach lokatorów, często odwiedzała go w mieszkaniu. W kartotekach figurowała jako Caplean Hoogerstone, rocznik 1960, narkomanka i sklepowa złodziejka. Na początku nie przywiązywałem do informacji zbytniej wagi. Taka stara jędza raczej nie wydawała się atrakcyjną partią dla trzydziestoletniego, przystojnego mężczyzny z dobrą reputacją, posadą, gronem przyjaciół i doskonałymi perspektywami na przyszłość. Mieszkanie było jednak zadbane. Wszędzie był obecny ślad dbałej, kobiecej ręki. Okna perfekcyjnie czyste, a pranie wykonane w najwyższym możliwym gatunku. Zwykle intrygują mnie szczegóły i zapach proszku do automatu Bosha zaprowadził mnie wprost pod samą pralkę. Po prostu byłem ciekawy w czym facet pierze własną bieliznę. Odkąd porzuciła mnie żona sam musiałem zajmować się parą moich obrzydliwych slipów. Wolałem je kupować niż prać… z dwojga złego. Jakież było moje zdziwienie, kiedy znalazłem plamy zaschniętej krwi na wrzuconym do śmieci denku od słoika. – Richard? – zwołałem w głąb kuchni. Kiedy odburknął coś nieprzyjemnego w odpowiedzi, rozkazałem. – Przynieś tu swoje graty, pieprzony szczawiu. Richard nadszedł chwiejnym krokiem jakby do tej pory spał gdzieś głęboko w fotelu. Nie lubiłem tego gościa, świeżo upieczonego inspektorka. Zawsze nadąsany i czerwony od zakłóceń krążenia, podchodził do pracy jak do personalnego wroga. Nie nauczył się jeszcze wartościować i odróżniać zła koniecznego od zaszczucia natręctwem obowiązków i solidności. – Przeleć to, mój drogi skanerami i powiedz mi do kogo należy krew? Jak zwykle grzebał się w elektronicznej instrukcji obsługi i zanim połączył się z satelitą minął długi kwadrans. – Inspektorze Foyveor? To nie jest krew w naszym sensie znaczenia tego słowa. Jest to substancja podobna do płynu limfatycznego ulegająca etapowej transformacji w ten makabryczny olej, który poznaliśmy wczoraj – wydukał bezbarwnie Richard. Spojrzał z wysokości podłogi na mnie i uśmiechnął się nieznacznie. – Jednak odciski palców na denku są całkowicie ludzkie i wskazują niezbicie na naszą panią Hoogerstone. Była tu w noc przed tym tragicznym rozjechaniem denata przez tramwaj. – I powiedz jeszcze, że przypuszczasz, że ona odgryzła mu ręce i nogi? – Na podejrzewam pani Hoogerstone o nad wymiarowe usta, jeśli o to chodzi. – Uśmiechnął się z wyrazem twarzy, który odebrałem jako sprośny i obelżywy. – A czy wiadomo, gdzie można ją znaleźć? – Jej biologicznego chipa notowano ostatnio w bramce stacji kolejowej na Elsternwick, dwadzieścia kilometrów stąd. Jakieś trzy godziny temu weszła na peron i ciągle tam na coś czeka. – Pakuj się. Jedziemy – rzuciłem, w pośpiechu ubierając odrzuconą przedtem na krzesło marynarkę. – I zawiadom jakiś lokalny patrol. Nie mam dzisiaj siły walczyć nawet z kobietą.2. Dworzec kolei miejskiej właściwie znajdował się pod mostem. Każdy mógł to wejść i wyjść kiedy chciał. Pozostawiliśmy samochody tuż przed przejściem dla pieszych, budząc zainteresowanie gapiów. Ludzie odsuwali się z respektem, kiedy tak właściwie bez celu biegaliśmy po peronie. 3. Z otworu korytarza wybiegło kilkunastu policjantów z psami. Nagłe strzały kompletnie nas zaskoczyły.. Rozbiegliśmy się w różne strony. Zobaczyłem przez ułamek sekundy to ogromne cielsko poszukiwanej. Przemknęła obok mnie jak zjawa. Dotarłem do uciekającej. Z tyłu jej potężna muskulatura przypominała budowę gladiatora. Zupełnie nie pasowały do niej kołyszące się na plecach cycki. Jeszcze przypięte dziwnym ściegiem pulsujących żył. Myślałem, że śnię… Nigdy nie widziałem tak koszmarnych istot. Wykoślawione monstra, toczące się na dziwnych i nieproporcjonalnych odnóżach, odbijające się od ścian i sufitu w jakiejś niesamowitej łamigłówce dzikich podskoków i nienormalnego biegu. Czułem nie oddech, a raczej zimne dmuchanie po plecach, a pogłębiające się warczenie przeszywało mnie na wskroś. Nie wiem jak wyczołgałem się przez dziurę na peron. Nie wiem jak szybko zdołałem się oprzeć o kamień i poderwać ciało. Ujrzałem niebo pełne tych okropnych, obcych gwiazd zrzucających na biedną ludzkość najobrzydliwsze przekleństwa mroków. Zalała mnie nienawiść i wściekłość jednocześnie. |