Toystories – powrót do świata dziecięcych koszmarów

Pamiętam, że lata temu, jako dziecko, byłam strasznym niszczycielem zabawek, z czym moja mama nie potrafiła sobie poradzić. Co rusz lalka typu “Barbie” traciła głowę przy przechyleniu, oddawała “Kenowi” rękę razem z przedramieniem. Łatwiejsze życie miały misie, ich nie pozbawiałam kończyn, jedynie starałam się je “upiększyć” przez domalowywanie elementów, odrywanie guziczków i próbę doszycia nowych, co przy talencie dziecka miało koszmarny efekt.
Moja sprytna rodzicielka wpadła pewnego dnia na genialny pomysł. Powiedziała mi, że moje zabawki mają duszę i że za każdym razem, gdy próbuję wprowadzić w ich wygląd swoją “modyfikację”, coś je boli.
To wspomnienie powróciło do mnie w trakcie lektury najnowszej antologii od nieznanego mi jeszcze wydawnictwa Morpho z Sieniawy Żarskiej, mającym w swym wachlarzu ofert pozycje dla dorosłych i dla dzieci, religijne i fantastyczne.
“Toystories” zafundowało mi powrót do krainy dziecięcych koszmarów i koszmarków, przed którymi obronić mnie może tylko pluszowy miś. Na kartach tego zbioru odnalazłam szesnaście tekstów szesnastu autorów – tych debiutujących i tych mających na swoim koncie poważne publikacje. Każde z opowiadań łączył jeden wspólny motyw – zabawki. Postaram się pokrótce przedstawić Wam każde z nich. Wiem, całość wyjdzie obszerna, ale każdy z autorów według mnie zasługuje na kilka słów.

Krzysztof w trakcie powrotu do domu zahacza o stragan prowadzony przez dziwną staruszkę. Kobieta sprzedaje zabawki na straganie, “wszystko po 10 złotych”. Mężczyzna kupuje lalkę i układankę dla córeczki z okazji jej urodzin. Uradowana dziewczynka od razu wzięła się za zabawę prezentami. Wszystko się komplikuje, gdy Myszka Miki i jej przyjaciele, goszczący na obrazku z puzzli, ożywają. To dziwne zdarzenie pociągnie za sobą lawinę nieprzewidywalnych następstw.
Ostatnia sipka węgla” Marka Zychli otwiera cykl szesnastu opowieści, szesnastu oryginalnych spojrzeń na świat zabawek, tak ściśle związany z dziećmi. Przewrotny utwór zaskakuje, wywołuje uśmiech. W trakcie jego lektury nie czułam się przestraszona, ale po grzbiecie chodził ten dreszcz, który towarzyszy mi zawsze, gdy czytam dobry tekst.
Trwa wojna, dom staje się miejscem zmagań zapomnianych polistyrenowych żołnierzyków w skali 1:72 ze zdradzieckimi Duńczykami, klockami LEGO. Mali Jimmy i Frankie, dwóch chłopców, nie zdaje sobie sprawy z prowadzonych w ich pokoju i na strychu działań. Nie wiedzą, że plastikowy pułkownik Courage poza walką z okrutnymi wrogami ulepionymi z LEGO, obawia się także francuskiego generała Strooma. Pozorna “burza w szklance wody” lub “War in the kid’s room” (odsyłam do pierwszej solowej płyty Jelonka) nabiera poważniejszego charakteru. Niemal jak “Full metal jacket” Stanleya Kubricka. Zauważyliście uśmiech Kacpra Kotulaka już przy tytule jego opowiadania – “Full plastic jacket”?
Dzieci się nie zaniedbuje, ta prosta i wyświechtana już prawda brzmi dziwnie. Niby wszyscy to wiedzą, niektórzy wycierają nią sobie twarz, ale ostatecznie i tak obrywa się najmłodszym. Ryszard, człowiek sukcesu, nie ma czasu na swojego synka. Brak uwagi stara się wynagrodzić małemu Piotrusiowi prezentami – wszelakimi zabawkami, o jakich chłopiec mógłby marzyć. Tylko że maluch pragnie po prostu towarzystwa rodzica. “A ja nie chcę czekolady, chcę by miłość dał mi ktoś; chcę, by zabrał mnie od mamy, bo słodyczy mam już dość“, cytat z popularnej w moim dzieciństwie piosenki wkradł mi się w głowę w trakcie czytania i po latach wydał się upiorny. Juliusz Wojciechowicz w “Ostatnim prezencie” poszedł w delikatnie inną stronę, okrasił swój tekst nutką makabry.
Ludzkość wyginęła tysiąc dwa lata wcześniej, na pobojowisku dawnego świata wciąż istnieją zabawki, ogarnięte szaleństwem byty. W tym świecie przebudza się pluszowy miś, nieświadomy jeszcze nowych zasad. Nie wie jeszcze zbyt wiele o Księdze Mattela (dla formalności wspomnę, że firma jest obecnie jednym z największych producentów zabawek, wystarczy się przejść do sklepu, by zobaczyć na przykład lalki Monster High) będącej nową biblią dla opuszczonych przez dzieci pluszaków, samochodów, robotów i lalek. Kosmiczny Robot Rozpoznawczy, który podobno służył w NASA, kieruje zagubionego misia do Pierwszego z Przebudzonych, Wielebnego. “… i zaszło słońce Mattela” Adama Fronia jest pełnym napięcia tekstem, ze świetnie budowanym nastrojem, dzięki wtrąceniom ze stworzonej na potrzeby opowiadania świętej księgi. Tekst ten jest także udaną próbą ukazania zagubienia jednostki w zwariowanym świecie. “Stranger in a strange land”, jak to w utworze Iron Maiden było.
Zeus Gromowładny, wielki pan Olimpu, ocknął się na skąpanej w blasku słońca polanie. Z gigantycznym kacem starał się zrekonstruować poprzednie wydarzenia. W końcu przyszedł mu do głowy genialny pomysł, sięgnął po komórkę. Bateria padła.
Centrum Dowodzenia Ziemią, w skrócie CDZ, drżało w posadach od chrapania cyklopa Brunona. Tutaj, w tym tajemniczym miejscu, odbywają się szachowe rozgrywki między bogami z różnych systemów religijnych, zależy kto kogo wyzwie. W “Bogowie w szachy grają” Sylwii Błach ważą się losy znanego nam świata, przedstawionego jako plansza do gry. Człowiek, zupełnie jak w czasach baroku, staje się kukiełką w rękach kapryśnego bóstwa. Tutaj grających absolutów jest więcej, a do gry wkraczają także Majowie. Z początku nic mi się nie kleiło, skąd właśnie Majowie? W pierwszym paragrafie przyjęłam założenie “Nikt się nie spodziewał hiszpańskiej inkwizycji”, które zostało momentalnie obalone. Krótki tekst, który miło się czyta po początkowym oszołomieniu.
Wspomniałam na wstępie o swoich koszmarach związanych z zabawkami mającymi duszę. Mała Gosia (moja imienniczka, co mi dało sporo do myślenia) w trakcie wizyty przyjaciółki mamy i jej córki postanawia założyć szpital dla swoich zabawek. Z pomocą koleżanki rozpoczęła diagnozę i próbę leczenia chorób towarzyszy swoich zabaw. Nie była świadoma jednak, że zabawki nie lubią odczuwać bólu. Opowiadanie Michała Stonawskiego pod tytułem “Lalka” na nowo przeniosło mnie w świat, w którym przed snem nieśmiało spoglądałam na swoją kolekcję uszkodzonych Barbie, Dian i innych plastikowych panien. Króciutka nowelka z dreszczykiem.
Dwóch zwiadowców po odnalezieniu cennego dla ich mocodawcy tajemniczego artefaktu stara się przedrzeć przez grupę zajadłych i krwiożerczych jaszczurów. Nie jest prosto, w ruch idzie ostrze. Z pomocą przybywa im woletor, tajemnicza istota bojowa w skrzydlatym pancerzu. Przedmiot o nieznanym działaniu, malutka zabaweczka, zostaje bezpiecznie przetransportowany do obozowiska, prosto w ręce oczekującego naukowca Sztyrlica. Wszyscy są bezpieczni dopóki badacz nie zechce dobrać się do tytułowego Artefaktum z tekstu Grzegorza Gajka. Podzielone na rozdziały opowiadanie zaintrygowało mnie wprowadzeniem w iście S.T.A.L.K.E.Rskim (wykropkowałam, by nie było wątpliwości, że nie chodzi mi o nękających) klimacie, a potem akcja ruszyła z kopyta i dojechała do niespodziewanego finału. Myślałam, że przewidziałam zakończenie, a tu psikus. Wielokrotnie wspominałam, że lubię się tak zawieść.
Był sobie sklep z zabawkami, a na jego wystawce stał pluszowy miś w pudełku. Miś spoglądał na odwiedzających i kupujących zabawki ludzi, był przyzwyczajony do tego, że go wymijają. Pewnego dnia jednak przyszła kolej i na niego, trafił w czułe ręce małej dziewczynki o imieniu Anita. Dziecko należało do “patchworkowej” rodziny, jej ojciec związał się z inną kobietą, która dała mu dziecko. Oczywiście Żmija (tak nazywa ją Miś) nie może córki swojego męża zaakceptować, co pokazuje na każdym kroku. Napięcie narasta, w końcu coś musi eksplodować. “Miś” Jędrzeja Feranos Bargłowskiego z jednej strony oparty jest na prostym schemacie “nie masz winy bez kary”, z drugiej ciekawie ukazuje rozterki pluszowej zabawki.
Dziecięce koszmary, to przez nie maluchy często budzą się nocą z płaczem. Temu zagadnieniu postanowił przyjrzeć się Marcin Rojek w opowiadaniu “Słodkich snów“. Główny bohater, pluszowy miś z oderwanym uszkiem, stracił właśnie przyjaciela i partnera w walce z sennymi marami. Zabawki mają bowiem duszę, którą ryzykują za każdym razem, gdy udają się do snów chłopca. Jeśli w alternatywnej rzeczywistości zginą, zostaną wyłącznie pustą skorupą w świecie materialnym. Tym razem umysł dziecka zaatakowały potężne demony, którym nie potrafiły poradzić nawet najsilniejsze z zabawkowej kolekcji. Pluszowy miś postanawia wziąć sprawy w swoje kudłate łapki.
Wdowiec o imieniu Krzysztof nie może poradzić sobie ze sobą i z wychowaniem synka Jasia. Na każdym kroku ktoś zwraca mu uwagę, że dziecko jest posiniaczone i zalęknione. Krzysztof zbywa to stwierdzeniami, że synek ma talent do robienia sobie krzywdy, stara się udawać. Traci jednak kontrolę w trakcie odbierania dziecka od siostry nieżyjącej żony. Ada podważa jego autorytet, każe dziecku najpierw odnaleźć zaginionego misia Dżekiego, a potem posprzątać po zabawie. Chłopiec bez maskotki czuje się niepewnie, to jego pamiątka po ukochanej mamusi, jego mały bohater, dzięki któremu ma być bezpieczny. Z początku brzmi to niewiarygodnie, jak pluszowy miś ma pomóc chłopcu w obronie przed agresywnym ojcem? Zacietrzewiłam się jako studentka kierunku pedagogicznego, ale “Śpij, chłopczyku” Marty Krajewskiej przeczytałam jednym tchem, bez przerwy na wiercenie się na krześle, choć już przestało być wygodnie.
Wystarczy czasem podkute zawiścią oskarżenie, by ruszyła lawina podejrzeń. Na przykładzie pluszowych misiów, z pozoru banalnym i dziecinnym, ukazuje ten krzywdzący mechanizm Sylwia Finklińska w opowiadaniu “Zbrodnia“. Mały Kubuś uwielbiał misie. Z lubością je kolekcjonował, bawił się z nimi i ustawiał na półkę. Za każdym razem, gdy w jego kolekcji pojawiał się nowy miś, nosił go ze sobą wszędzie, a pozostałe zabawki czuły się zapomniane. Pewnego razu Kubuś dostał misia-wampira, co wywołało niemałe emocje wśród innych pluszaków. Krótko potem chłopiec wziął do zabawy misię Kasię i wampirka. Niestety pluszowa i słodka towarzyszka zabaw nie wróciła. Na resztę zabawek padł blady strach.
“Zbrodnia” poza historią niesłusznie wysnutego oskarżenia i uprzedzeń jest także ironicznym spojrzeniem na historie detektywistyczne. Zabawki starają się bezmyślnie imitować zachowanie detektywa z filmu, ale nie przynosi to oczekiwanego skutku. Z pozoru prosta historia skłania do przemyśleń.
W świecie przyszłości ludzkość wykształciła w sobie reproduktory recyrkulacyjne, narządy zwane potocznie dżajnami, które mają być wielkim ułatwieniem dla człowieka. Każda istota ludzka dzięki dwóm woreczkom umiejscowionym w okolicy bioder z resztek z przemiany materii może wyprodukować przedmioty codziennego użytku – od zabawek, po tabletki na ból głowy.
W “Zabaweczce” Jana Maszczyszyna troje dzieci bada dżajny umarłej kobiety. Betty, najmłodsza z nich, podejmuje ryzyko i wkłada rączkę w narząd martwej. Odnajduje tam nie do końca wykształconą lalkę.
Ciężko mi było przebrnąć przez początek historii. Wizja małej, tłuściutkiej łapki, zagłębiającej się w wyimaginowany narząd nieżyjącej już istoty mnie odrzucała. Przemogłam się, doczytałam do końca. Naturalistyczne ujęcie zwłok przestało mnie mierzić.
W pokonanej i zniszczonej przez rakiety Polsce żyje się ciężko. Sytuacja finansowa większości obywateli jest kiepska, nawet dzieci chodzą do pracy. Tadeusz, dwunastoletni Wrocławianin, przez przypadek spotyka sklepikarza Baltazara Kawkę, który przybył do miasta, by otworzyć tu “Sklep z zabawkami” (taki tytuł nosi opowiadanie Marcina Rusnaka). Zatrudniony przez kupca chłopiec nieświadomie zostanie wciągnięty w okrutny plan.
W “Sklepie z zabawkami” ukazany jest zniszczony Wrocław, miasto wciąż mi nieznane, intrygujące, o którym chce się czytać. Ciekawą wizję tego miejsca nakreślił Andrzej Ziemiański w “Breslau for ever”, miasto ukazane w trzech epokach: w przeszłości i teraźniejszości. W przyszłość wybiegł Marcin Rusnak ukazując Wrocław jako ruinę, “Neo Tokio City” z “Akiry” w polskim wydaniu. Odpoczęłam przy tym opowiadaniu.
Erik i Barbara Grayowie zmierzają na pogrzeb Laury, dawnej przyjaciółki mężczyzny. Barbarze uczestnictwo w tej uroczystości jest nie w smak, wolałaby chodzić po sklepach w poszukiwaniu prezentu urodzinowego dla ich synka – Timmy’ego, malca psującego wszystkie zabawki. Po pogrzebie nieszczęśliwie zakochanej w Eryku Laury, mężczyzna odkrywa, że podkochująca się w nim kiedyś dziewczyna skrywała pewien sekret mający wpływ na jego życie.
Zabawki z Galatei” Kornela Mikołajczyka to naszpikowana symbolami opowieść umiejscowiona w kosmosie. Tytułowa Galatea to korporacja produkująca zabawki, między innymi ożywione lalki (“Pigmalion”?). Tropu Laury doszukiwałam się w sonetach Petrarki, a motywu lalki w wierzeniach voodoo. Nie wiem, czy poruszyłam wszystkie “Easter Eggi”. Jeśli nie, zachęcam do poszukiwań.
Mirek, bohater “Zabaw w wojnę” Bartłomieja Żarnowskiego, jest żołnierzem elitarnej jednostki specjalnej, której zadaniem jest przewidywanie ewentualnych posunięć wroga i opracowywanie strategii działania. Nie narzeka na zarobki, nawet na “emeryturze” otrzymywane przez niego pieniądze wielokrotnie przewyższałyby pensję szarego Kowalskiego. Niestety, cierpi przez to jego życie rodzinne, nie może nic zaplanować, bo wystarczy jeden rozkaz i oczekiwany urlop przepada. Tym razem Mirek mógł zapomnieć o wyjściu z żoną do teatru w weekend, przyszły materiały zawierające opis nowoczesnej broni w posiadaniu wroga. Oddział rusza do akcji, jednak sprawy się komplikują.
Żołnierze, walka, broń, świat mężczyzn – ta tematyka od dawna przyciąga moją uwagę z większą efektywnością niż przypisywane mojej płci komedie romantyczne. Lubię akcję, w tekście Bartłomieja Żarnowskiego znalazłam jej mnóstwo.
W “W tym roku Świąt nie będzie” Krzysztofa T. Dąbrowskiego zmęczony życiem Święty Mikołaj postanawia skończyć ze sobą raz na zawsze. Miał już dość tej świątecznej otoczki: dzieci, zabawek, czy reniferów. Zamroczony alkoholem postanowił się powiesić. Przygotował sznur, stołek, zacisnął pętlę wokół szyi, kopnął mebel. Tymczasem wśród zabawek panowała rozpacz. Ken tęsknił za tą “tylko swoją Barbie”, choć w magazynie było pełno takich samych lalek. Niemal jak w “Małym księciu”. Jego prywatna Barbie zniknęła, za co obwiniał Mikołaja.
Zastanawiałam się kiedyś jak mogłyby reagować zabawki, które w fabrykach są pakowane w pudełka i rozsyłane na cały świat. Jeśli rzeczywiście są istotami ożywającymi w momentach, gdy nikt nie patrzy, czy lamentują za utraconymi znajomymi?
Mało kiedy tak się zdarza, ale nie znalazłam w tym zbiorze opowiadania odstającego od reszty w sposób negatywny. Są tu opowiadania dobre i bardzo dobre, intrygujące i przewidywalne (choć podane w bardzo apetyczny sposób). Zarówno debiutanci, jak i doświadczeni autorzy podeszli do tematu zabawek i świata dziecięcego z kreatywnymi pomysłami i oryginalnym spojrzeniem. W trakcie lektury tej antologii bawiłam się świetnie: dawałam się porwać akcji, z zainteresowaniem przyglądałam się bohaterom, współodczuwałam ich emocje.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o stronie graficznej projektu. Siedząca wśród zabawek lalka – pielęgniarka przyciągnęła moją uwagę, gdy przeglądałam posty na Facebooku. Uboga, lecz intrygująca kolorystyka, postacie utrzymane w komiksowej konwencji – dla mnie bomba.
Niestety mniej przypadły mi do gustu ilustracje wewnątrz książki. Szkice wydały mi się niekiedy niedopracowane. Być może to celowy zabieg mający pomóc czytelnikowi wczuć się w klimat opowieści, może grafik specjalnie tak poprowadził ołówek, by kreski imitowały kształty rysowane przez dzieci. Nie pasuje mi jednak ręka żołnierza na grafice o opowiadania “Full Metal Jacket”. Według mnie palce powinny się inaczej zginać.
“Toystories” to pierwsza pozycja wydawnictwa Morpho, z którą miałam szansę się zetknąć. Po wielu pozytywnych odczuciach towarzyszących lekturze jestem pewna, że z chęcią sięgnę po publikacje sygnowane niebieskim motylem. Osobiście polecam, spędziłam przy tej książce dwa miłe wieczory i podejrzewam, że Wy też będziecie się przy jej lekturze świetnie bawić.
Torysories
autorzy: Marek Zychla, Kacper Kotulak, Juliusz Wojciechowicz, Adam Froń, Sylwia Błach, Michał Stonawski, Grzegorz Gajek, Jędrzej Feranos Bargłowski, Marcin Rojek, Marta Krajewska, Sylwia Finklińska, Jan Maszczyszyn, Marcin Rusnak, Kornel Mikołajczyk, Bartłomiej Żarnowski, Krzysztof T. Dąbrowski
wydawnictwo: Morpho
data wydania: 01.03.2014
moja ocena: 4/5
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Morpho.
Link do orginału

Recenzja książki Toystories

Juliusz Wojciechowicz

 

Każda zabawka ma swoją historię

Dzieciństwo to czas, kiedy wszystko jest intensywniejsze: uczucia szczersze, śmiech weselszy, kolory jaskrawsze, koszmary straszniejsze, a mrok głębszy niż kiedykolwiek później. Takim też przymiotnikiem określiłbym opowiadania zawarte w „Toystories” — są to historie intensywne i przepełnione emocjami; historie, które skutecznie cofają nas w krainę dziecięcych fantazji, lęków, szczęścia i wzruszeń. „Toystories” to trzeci zbiór opowiadań Wydawnictwa Morpho. Od razu rzuca się w oczy doskonała szata graficzna książki — nietypowa, ale pasująca do tematyki czcionka, charakterystyczne przerywniki, genialna okładka i równie klimatyczne ilustracje dołączone do kolejnych opowiadań. Najważniejsza jest jednak treść, a ta stoi na bardzo wysokim poziomie — do „Toystories” wyselekcjonowano teksty z najwyższej półki jakościowej! Ciężko mówić o ogólnikach, kiedy zbiorek zawiera aż szesnaście opowiadań, a każde z nich zostało napisane przez innego autora, przejdę zatem od razu do szczegółów… OSTATNIA SIPKA WĘGLA — Marek Zychla Niebanalny pomysł, opowiedziany sprawnym językiem. Autor pokazuje nam, jak dużą rolę w życiu człowieka odgrywają ikony popkultury, a przy okazji stawia intrygujące pytanie: co by było, gdybyśmy mogli, przy udziale tajemniczej siły bądź magii, owe ikony zabijać? Byłoby kolorowo — wręcz można pokusić się o stwierdzenie, że świat stanąłby na głowie — co Marek Zychla przedstawia na przykładzie pewnej rodziny. Styl jest dopracowany, pozbawiony efekciarstwa, nienachalny, a historia toczy się płynnie — nie zaznacie dłużyzn, ale nie doświadczycie też „skakania po łebkach”. Spomiędzy zdań przeziera pewien mrok, a bohaterowie są bardzo dobrze nakreśleni od strony psychologicznej. Autor pokazał, że ma w sobie żyłkę opowiadacza. Jestem ciekaw, jak Marek Zychla sprawdziłby się, snując mroczną historię przy ognisku. Niepokojące zakończenie sprawi, że ciary przebiegną Wam po plecach… FULL PLASTIC JACKET — Kacper Kotulak Z mroku i niepokoju, w jakie wprowadził nas Marek Zychla, przechodzimy w bardziej przyjazne miejsce — zabawne uniwersum Kacpra Kotulaka, gdzie toczy się wojna między armią plastikowych żołnierzyków i klocków LEGO. Poznajemy pułkownika Courage’a i zostajemy świadkami jego perypetii. „Życie nie jest łatwe, kiedy jest się wykonanym z plastiku i to w skali 1:72.” Tym bardziej, kiedy osobisty pomagier jest przypadkiem nad wyraz ociężałego umysłowo kretyna, a główny wróg to zdradziecki, francuski skurwiel — generał Stroom. No i nie zapomnijmy, by mieć się na baczności przed obiektem „MAMA” i obiektem „TATA”. Autor serwuje poczucie humoru, któremu nie oprze się nawet największy wapniak. Czytając tę historię, cieszyłem się jak głupi do sera i tylko czekałem, kiedy porucznik Kraust po raz kolejny zwróci uwagę na „to COŚ” na twarzy pułkownika. Przednia rozrywka. OSTATNI PREZENT — Juliusz Wojciechowicz Każdy z nas jest obserwatorem rzeczywistości, lecz prozaik, który chce opisywać otaczający go świat, musi być obserwatorem JESZCZE BARDZIEJ. Wkładać więcej świadomości, wychwytywać niuanse, roztrząsać przyczyny i skutki, ale przede wszystkim odsiewać ziarno od plew. Brać z codzienności to, co najciekawsze. Takim właśnie autorem jest Juliusz Wojciechowicz: facet, który wie, jak patrzeć na świat i obierać na tematy swoich opowiadań najciekawsze treści, by potem ubrać je w barwną narrację. Trafne wybory i niebanalny styl stają się znakiem rozpoznawczym Wojciechowicza, czego potwierdzeniem jest „Ostatni prezent”. Jaki jest współczesny świat, nikomu nie trzeba tłumaczyć, ale pamiętajmy o dzieciach. One też obrywają, być może najbardziej. Miłość rodziców coraz częściej przejawia się pod postacią materialną — kolejny pean ku nowoczesnej postawie „mieć”. Ale czy właśnie tego oczekują od rodziców dzieciaki — kolejnego bajeranckiego gadżetu? Autorowi udało się ująć w tekście spory, dający do myślenia ładunek emocjonalny i ze swojej strony — gorąco polecam. …I ZASZŁO SŁOŃCE MATTELA — Adam Froń Lubię eksperymenty literackie, dlatego przeczytałem z żywym zainteresowaniem opowiadanie Adama Fronia. Nie jest to może jakiś mega–odkrywczy tekst i patrząc globalnie, nie wnosi wielkiej innowacji, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko „Toystories”, to jest jednym z dwóch utworów, które wyróżniają się „innością” formy. Budzimy się (czy raczej Przebudzamy) wraz z anonimowym, pluszowym misiem na śmietnisku. Opodal, na dziurawym garnku, siedzi robot, przytaczając raz po raz fragmenty z Księgi Mattela. Po krótkiej rozmowie obie zabawki ruszają ku obozowi, gdzie rządy sprawuje Wielebny — szaleniec, autor Księgi, swego rodzaju wysłannik i prawa ręka Mattela na Ziemi. Wykreowane przez autora uniwersum potrafi zaintrygować, również niedopowiedzeniem i pewną aurą zagubienia. Zacny, niepokojący klimat. BOGOWIE W SZACHY GRAJĄ — Sylwia Błach Spodobało mi się znieczulenie emocjonalne, jakie panuje w opowiadaniu Sylwii Błach. Tekst jest zapisem gigantycznej tragedii, która rozegrała się w boskich kwaterach, tymczasem my nie odczuwamy żadnych większych emocji — z kart tej historii bije chłód i można by uznać całą sprawę za drobiazg…, bo i w pewnym sensie jest to drobiazg, o ile spojrzymy na nią z boskiego punktu widzenia. Kiedy zaś zastanowimy się nad opisanym zdarzeniem głębiej, pojmiemy, że być może jesteśmy tylko garstką piachu, rzuconą w kosmiczne tryby. Albo pionkami, czyjąś zabawką. Autorce udało się zatem osiągnąć bardzo ciekawy efekt. I pamiętajcie — tam, gdzie pojawia się polska wódka, tam się dzieje. Zawsze! LALKA — Michał Stonawski Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, o co chodzi z tymi całymi zastrzykami i dlaczego dzieci tak bardzo się ich boją. Opowiadanie Michała Stonawskiego otworzyło mi poniekąd oczy na lęk przed igłami… Historyjka jest krótka, ale nastrojowa. Autor pokazał, że nawet z prostego pomysłu da się stworzyć coś strasznego. Osobiście bardzo doceniam taką umiejętność — cechuje ona grozopiewców z najwyższej półki. Przeczytanie „Lalki” zajmuje dosłownie kilka chwil. Polecam lekturę do poduszki — szybki, literacki strzał na dobranoc, a potem gasimy światło i czekamy na efekty… Brrr! Dodam jeszcze, że bardzo spodobała mi się ilustracja do opowiadania Stonawskiego. Klimatycznie dopełnia niepokojącą historyjkę. ARTE FACTUM — Grzegorz Gajek Najdłuższe opowiadanie w całym zbiorze, ale pragnę zaznaczyć pewną rzecz — mimo sporej objętości historia nie „siada” ani na chwilę. Nie odczułem żadnych dłużyzn z prostego powodu — w opowiadaniu Grzegorza Gajka dzieje się naprawdę dużo. Określiłbym ten tekst jako przygodówkę z silnie zaznaczonymi elementami science fiction. Oczywiście w całym tym kotle walk, pościgów i zwrotów akcji znajdzie się również miejsce na sentymentalną podróż do przeszłości. Autor ujął mnie przede wszystkim mnogością pomysłów i sprawną, dynamiczną narracją — te właśnie cechy uznałbym za najmocniejsze strony opowiadania. MIŚ — Jędrzej Feranos Bargłowski Pod tym niepozornym tytułem kryje się opowiadanie, którego lektura wzbudza bardzo mocne emocje. Są to odczucia czarno–białe. Jędrzej Bargłowski stworzył postaci jednoznacznie dobre, bądź złe, ale w pełni rozumiem ten zabieg — tak bowiem świat postrzegają dzieci. Miłość jest silna i bezwarunkowa, a strach ma wielkie oczy i to się właśnie czuje, czytając ten tekst. Drugim największym atutem opowiadania jest finał. To po prostu musiało się skończyć tak, a nie inaczej, i chwała autorowi za to, że bez zbędnych kombinacji i udziwnień opisał finał takim, jakim powinno być zakończenie tego typu historii — widzianej oczyma wrażliwego pluszaka. „Toystories” pełną gębą. SŁODKICH SNÓW — Marcin Rojek „Słodkich snów” traktuje o czymś, co niepodzielnie wiąże się z dzieciństwem — opowiada o koszmarach. W moim odczuciu dwie największe zalety tekstu to epickość w zachowaniu głównego bohatera i efemeryczne smaczki odnośnie samych koszmarów. Czym bowiem są złe sny, nocne strachy? Czymś ulotnym, nieuchwytnym, zwiewnym jak istota ciemności. Tak właśnie sprawę przedstawił w swoim opowiadaniu Marcin Rojek. Co się rzuca w oczy, to fakt, że obok wspomnianej efemeryczności, znajdziemy twarde, przemyślane wyjaśnienia pewnych stanów, w które „wpadają” zabawki. Widać, że autor zadbał w tym aspekcie o szczegóły — jakby specjalnie z myślą o ciekawskich, wiecznie dopytujących dzieciach. ŚPIJ, CHŁOPCZYKU — Marta Krajewska Kolejne opowiadanie o misiu–obrońcy. Tym razem jednak nie pluszak wysuwa się na pierwszy plan, ale tytułowy chłopczyk — dziecko przepełnione tęsknotą i lękiem, od strony literackiej jest to postać, której psychika została ukazana na naprawdę zacnym poziomie. Mamy ładunek emocjonalny, sprawny rys psychologiczny bohaterów i miłą dla oka narrację. To, co spodobało mi się jednak najbardziej w opowiadaniu Marty Krajewskiej, to zakończenie: okraszone pewną dozą makabry. I to makabry w dobrym tego słowa znaczeniu — przemyślanej i sprytnie zaplanowanej. Podobają mi się rozwiązania tego typu, że eksponowany w opowiadaniu przedmiot, zdawałoby się nieistotny dla rozwoju fabuły, odgrywa w najważniejszym momencie kluczową rolę. A autorka puszczała przecież do czytelnika oko, już od pierwszych stron zwiastując subtelnie to, co ma się wydarzyć… ZBRODNIA — Sylwia Finklińska Opowiadanie traktuje o zbrodni, a jak wiadomo — gdzie zbrodnia, tam i detektyw! Na pierwszy plan wysuwa się jednak miś–wampirek, który jest znakiem rozpoznawczym dla tej historii. Autorce udało się wczuć w klimat na tyle, że „Zbrodnia” to tekst, który nadaje się do poczytania małemu dziecku, ale jednocześnie poutykane jest w nim kilka smaczków, dzięki którym dorosły czytelnik również będzie miał sporo frajdy z lektury. Powiedziałbym, że to opowiadanie uniwersalne — dobre i dla maluchów, i dla „starszaków”. Jeżeli chodzi o styl narracji, to winszuję Sylwii Finklińskiej przede wszystkim sprawnego operowania dialogami — kwestie brzmią dobrze i naturalnie. ZABAWECZKA — Jan Maszczyszyn „Zabaweczka” to tematycznie najmocniejszy tekst w „Toystories”. Autor postawił bohaterów swojego opowiadania w tak szokującej sytuacji, że przez chwilę poczułem się, jakbym miał wylecieć z kapci. Mocna tematyka wali czytelnika po głowie, aż brak słów: ciężko napisać mi cokolwiek, to po prostu trzeba przeczytać! Ja nie mogę wyjść z zachwytu. Jan Maszczyszyn świetnie operuje kontrastem — z jednej strony mamy dzieci, a z drugiej kulturowe tabu, które oceniam jako oryginalne i… wiarygodne. Opisana historia mogłaby się wydarzyć naprawdę, przynajmniej ja uznaję ją za prawdopodobną. Ocierając się o skrajne, wręcz balansujące na granicy dobrego smaku tematy, łatwo popaść w żenadę — tutaj nie poczułem nic takiego, za to co i rusz spomiędzy zdań oraz dialogów spoglądało na mnie coś, co Anglicy określiliby po prostu jako weird. Opowiadanie z najwyższej półki! SKLEPIK Z ZABAWKAMI — Marcin Rusnak Przy czytaniu tego opowiadania żałowałem, że nie znam Wrocławia, ale zakładam, że czytelnicy obeznani z tym miastem będą mieli nie lada przyjemność z lektury. Autor przenosi nas w bliżej nieokreśloną przyszłość i przedstawia powojenny świat — krajobrazy zniszczenia i pustki, spod których przeziera tęsknota za tym, co utracone. Marcin Rusnak z pisarską wprawą i dbałością o szczegóły opisuje stan miasta zrujnowanego konfliktem zbrojnym. Nie lada gratka dla Wrocławian, ale czytelnicy z pozostałych regionów Polski, nawet ci niemający bladego pojęcia o opisywanym mieście (jak ja) zatopią się w tym tekście z autentycznym zaciekawieniem, a to za sprawą tajemniczego klimatu i niebanalnej narracji przetykanej często ciętymi, dowcipnymi uwagami bohaterów. ZABAWKI Z GALATEI — Kornel Mikołajczyk Zmieniamy scenerię i wraz z Kornelem Mikołajczykiem wybieramy się hen, daleko w kosmos, by sprawdzić, jak zabawki będą radziły sobie w przyszłości; w czasach, kiedy podbój wszechświata będzie już faktem. Poznajemy parę udającą się na pogrzeb znajomej z czasów szkolnych głównego bohatera. Małżeństwo, rozmawiając o zabawce dla synka, jeszcze nie wie, że podąża nieuchronnie ku chwili, kiedy ich postrzeganie rzeczywistości ulegnie całkowitej zmianie, a losy milionów istnień spoczną w rączkach niezbyt grzecznego chłopca. Autorowi należą się brawa za dbałość o styl narracji, ale przede wszystkim za to, że stara się wrzucić w tekst możliwie dużo interesujących szczegółów, a czytelnik tylko na tym zyskuje, bo w „Zabawkach z Galatei” nie sposób o nudę. ZABAWY W WOJNĘ — Bartłomiej Żarnowski Drugie z opowiadań zawartych w „Toystories”, które wyróżnia się formą podania. Jak już wspominałem, lubię eksperymenty literackie, a doceniam je szczególnie, kiedy są „na czasie”. Autor opowiada o wojsku przyszłości, o morderczych szkoleniach i skomplikowanych symulacjach, nie szczędzi nam również nowinek technicznych. W pewnym momencie następuje twist fabuły i razem z głównym bohaterem lądujemy w środku niezrozumiałej dla nas sytuacji. Co robi człowiek doby komputerów, kiedy nie wie, co jest grane? Sięga do F.A.Q. Tak też rozwiązał ten problem Bartłomiej Żarnowski — podał czytelnikowi F.A.Q. Dosłownie. Należy docenić autora za śmiałość w doborze formy oraz zachowaną przy tym sprawność językową, a wisienką na torcie opowiadania jest zakończenie, które potrafi zasiać w czytelniku silne wątpliwości egzystencjalne. W TYM ROKU ŚWIĄT NIE BĘDZIE — Krzysztof T. Dąbrowski Ostatnie opowiadanie ze zbioru przedstawia nam historię Świętego Mikołaja, jakiej jeszcze nie znamy. Najbardziej w tym tekście spodobała mi się swego rodzaju „świeżość spojrzenia”. Autor znalazł własny patent na Świętego i ukazał nam go bez zbędnych udziwnień, za to z przednim humorem. Czytając to opowiadanie, czuje się zapał i pasję, jakie towarzyszyły Krzysztofowi T. Dąbrowskiemu przy pisaniu. „W tym roku świąt nie będzie” to historia pełna humoru. Weźmy chociażby moment, kiedy Ken rozczula się po stracie Barbie, a z pocieszeniem przychodzi mu Robocop. Kto z nas nie był świadkiem podobnej sceny w prawdziwym życiu? A kto z nas, jako postronny obserwator, nie miał ochoty w tym momencie wybuchnąć serdecznym śmiechem? Autor sprawnie przeniósł ten niuans codzienności na papier, a nam pozostaje czytać i cieszyć się z lektury. Zdecydowanie polecam! Jarek Turowski (napisano dla Ex Fabula) Link do orginału http://www.bookhunter.pl/recenzja/160/toystories.html