Pierwsza recenzja Dinozauroida

Maszczyszyn, Jan – “Dinozauroid”

Po lekturze kolejnej retrofuturystycznej powieści Jana Maszczyszyna stwierdzić muszę, że ze wszystkich przeczytanych w tej konwencji, „Dinozauroid” jest najlepszą. Co może trochę zaskakiwać, biorąc pod uwagę liczbę wcześniejszych książek pisarza. Można było się spodziewać raczej spadku formy, a mamy do czynienia z jej szczytem.

Tym razem fabuła rozgrywa się niemal na przełomie dziewięćdziesiątego i setnego stulecia w alternatywnej rzeczywistości, której początkową bazą staje się „nasza” Polska. To odmiana po anglosaskich rzeczywistościach, w których zaczynały czy toczyły się fabuły poprzednich retrofuturystycznych powieści autora. Niemniej, mimo polskich bohaterów i polskiej (wyjściowo) rzeczywistości, nie należy przywiązywać się do tej kreacji. Po pierwsze, jest to rzeczywistość alternatywna i odległa i niemająca większych/znaczących odniesień do „naszej” polskiej. Po drugie, akcja dosyć szybko – jak to bywa w twórczości pisarza – przenosi się Gdzie Indziej. W „Dinozauroidzie” jest to ponownie kosmos. Za sprawą przedstawiciela obcej cywilizacji „nasi” montują wyprawę w przestrzeń kosmiczną, aby zbadać pewne zjawisko, które nie jest naturalne. Chodzi bowiem o coś w rodzaju wielkiej asteroidy lecącej przez przestrzeń tak, jakby była statkiem kosmicznym.

Czytelnikowi od razu nasuną się pewne skojarzenia. Pierwsze, z „naszej” rzeczywistości i zaobserwowanego z opóźnieniem obiektu nazwanego „Oumuamua”, który przeleciał przez Układ Słoneczny i zostało to odkryte w 2017 r. Hipotezy na temat jego pochodzenia i właściwości były różne. Rozważano przy tym także tę najbardziej niesamowitą – że jest to statek kosmiczny – i nie była to hipoteza wysunięta przez fantastów, ale szanowanego naukowca. Podobno rozwiązanie tej zagadki okazało się bardziej przyziemne (niestety), niemniej części odpowiedzi na ten temat nie poznamy nigdy. Drugie skojarzenie, również a może przede wszystkim jest oczywiste (na pewno dla czytelników science fiction), choć literackie. Chodzi o klasyczną powieść „Spotkanie z Ramą” Arthura C. Clarke’a. Jan Maszczyszyn inspirował się tą książką i nawet do niej – nie wprost – odnosił się w „Dinozauroidzie”, przywołując wspomnianego pisarza. Tyle że jako naukowca a „Ramę” jako coś w rodzaju eksperymentu.

Wracając do retrofuturystyki, wskazać należy, iż mimo tak ogromnej skali czasowej przyjętej w fabule, wykreowana rzeczywistość nadal jest stylizowana na wiek XIX. W zasadzie we wszystkim (ale bez nadmiernej stylizacji językowej) – bohaterowie to „wytwory” swojej epoki, nauka i technika również opierają się na wiedzy z końca XIX wieku. Aczkolwiek w tym zakresie nie jest to ścisłe trzymanie się realiów, o czym świadczy przywoływanie późniejszych wynalazków czy odkryć. Z kolei niektóre prawdziwe wydarzenia, które przywołuje pisarz, jak np. wyprawa Henry Stanleya w poszukiwaniu doktora Livingstone’a z 1871 r., pozwalają na przyjęcie, że literacka rzeczywistość mniej więcej odpowiada końcówce naszego XIX wieku.

Jan Maszczyszyn przyzwyczaił czytelników do wartkiej fabuły, w której wydarzenia dzieją się dosyć szybko z racji przyjętego stylu opowiadania historii. W „Dinozauroidzie” akcja ponownie potrafi nieco odsunąć na drugi plan bohaterów. Ale sprawiają to również pomysły, którymi autor zapełnia kolejne strony w sposób budzący uznanie dla jego wiedzy i umiejętności jej wykorzystania, wplatania do fabuły. Czyni to wyprawę bohaterów powieści ogromnie interesującą. Zaś czytanie przypisów jest wskazane i można żałować, że jest ich za mało. I to w zasadzie dla tych elementów czytam z przyjemnością powieści pisarza, a nie dla kreślenia skomplikowanych postaci.

W pewnym momencie tempo akcji nieco zwalnia, gdyż – podobnie a może nawet bardziej niż w „Spotkaniu z Ramą” – „Dinozauroid” przeradza się w powieść podróżniczą. Bohaterowie wędrują przez badany obiekt trochę jak uczestnicy safari odkrywający nowy świat, badający go i opisujący. Ale do czasu. Bowiem czekają na nich zaskakujące odpowiedzi (dotyczące pochodzenia życia i jego ewolucji) i zwroty akcji, którym bliżej do dobrej space-operowej rozrywki, ale przede wszystkim rasowej science fiction.

W zasadzie zawsze, kiedy czytam powieści Jana Maszczyszyna, to polecam je następnie każdemu, kto szuka ciekawej, oryginalnej fantastyki pisanej na światowym poziomie. W przypadku „Dinozauroida” polecam go tym bardziej, gdyż to najlepsza (i być może najprzystępniejsza) powieść tego pisarza.

Autor: Roman Ochocki