Testimonium – tym razem na Herbatce u Heleny

 

Od skalistych szczytów Itar Toszanu, poprzez poprzecinane siatką wyschniętych rzek równiny Fil Loji, ciągnęła się osławiona buntami kraina zwana Aszeharią. Nie rosło tu zbyt wiele. Ziemia, odkąd przybył człowiek, stała się nieurodzajna i wręcz nieprzyjazna niskoenergetycznej wegetacji. Sporadycznie pojawiały się dridotolerancyjne trawy, kolczaste krzewy czy rozlane na kamieniach suche porosty. Nic przyjaznego dla oka, nic życzliwie strzelającego pąkami, nic, co przypominałoby rozzuchwaloną zieleń Ziemi.

W okresie lata Kergan poprzez planetę przetaczał się płomień dzikiego rozsadu. Szalony wiatr mieszał kurz z nasionami i rozpalonym żarem bijącym z nieba. Miotał tą mieszanką w huraganie bez początku i końca, obejmującym glob jak żarliwa gorączka. Temperatura gwałtownie rosła. Wiatr potężniał. Falami nadchodziła duchota.
I wreszcie zapach stęchlizny pękających torebek nasiennych dridu tajemniczo uspokajał przyrodę. Jak gdyby tylko na to czekała.

W fazie rozsadu ziarna uzyskiwały mobilność i złośliwość owadów. Szalały w poszukiwaniu wody. Mogły to być wilgotne usta, załzawione oczy, czy po prostu mokry, niechroniony odbyt. Niewielki ładunek elektryczny, który niosły, mógł pozbawić przytomności królika, zabić szczura i oszołomić człowieka. Nie trudno sobie wyobrazić, co robiła setka nasion. Pechowiec w mgnieniu oka zamieniał się w ruchome, wrzeszczące sito, na którym nasiona natychmiast rozpoczynały błyskawiczny rozrost.
Po kilku godzinach formowały dziki, gotowy do podboju niot.

Lato Kergan stawało się więc dla mieszkańców Hagunu czasem ukrycia. Niewolnicy kulili się w na długo przedtem przygotowanych norach, dzicy w przypadkowych dziurach, mocno owinięci w szmaty dorho, a farmerzy z Północy w dobrze wentylowanych, podziemnych bunkrach z basenami i bieżącą wodą. Wymiar sprawiedliwości usypiał zanurzony w luksusie braku skuteczności.

Wtedy ogień walk ogarniał nawet miasta u stóp gór, dokąd oporni zmianom społecznym Testimonium nomadowie schodzili po zaopatrzenie. Gdyby nie wprowadzona przymusowo ogólnoplanetarna blokada mechanizmów strzeleckich, wyrżnęliby się w narkotykowej gorączce wszyscy. Konflikty nawet dotyczyły ziemi. Każdego podwórka, domu i sklepu.
Jeszcze pierwsi kartografowie planety wpisali odpowiednie rubryki przydziałowe specyficznym markerom kodu genetycznego osadników. Z czasem wyparły te kody odręcznie pisane testamenty. A te ginęły, były fałszowane, a nierzadko palone.
Ale ludzie uwielbiali stare papiery. Więcej, kochali krwawe mordy w imię pożółkłych tytułów własności, wytartych herbarzy i nadłamanych pieczęci. Czasem wojny dziko rozlewały się na cały kraj, poczynając od wyżyny Kachamaszar, a kończąc na wybrzeżach wstrętnie kwaśnego morza Foszam Bali, gdzie każda pożoga zamierała w trujących oparach.
Tylko plantacje Północy w zagadkowy sposób unikały tego wiecznego rozdarcia i testamentowej irytacji.

Zima Szonra przynosiła pokój. Hagun niestety miał krótką i ciasną orbitę wokół swego Słońca. Po czterech ziemskich miesiącach na nowo budził się wiatr, przynosząc ze sobą czas bezkarnych mordów, kiedy krew mieszała się z potem, a pot z kurzem i wreszcie błotem Jedynego deszczu.

1.

Statek wylądował w miejscu szczególnym. Na cokole uhonorowanym powitalnymi wieńcami i zniczami pochwały. Piętnaście lat temu wyruszyli z Hagunu niemal całą Rodziną, z bohaterskimi dziećmi i oddanymi sługami. I właśnie wracali. Na ten sam kontynent, do tego samego miasta, nawet do tego samego doku, na północ od Aszeharii.
Na kosmodromie krzątało się kilku Dahajów. Wychylali ciekawie swoje zabawne małe głowy. Szybko wymieniali szczebiotliwym językiem uwagi i znikali na długie chwile w ładowniach. Nigdy nie odpuściliby takiej gratki. Samo wypróżnienie przestrzeni załadowczej, czyszczenie taśmociągów, a potem skomplikowanych dźwigów mogło zająć długie miesiące bezcennej, czystej pracy. Towary, zdobycze wojenne, dzieła sztuki i kilkunastu półnagich niewolników z Farn Hordu.
Ci ostatni szli w ponurym korowodzie, skuci podwójnym łańcuchem ciągniętym przez dwa zmutowane psy pociągowe. Przedtem, przez lata służyli Storom. Teraz los oddał ich w ręce nowego pana i jego potężniejszej rasy. Dźwięczały ogniwa, szurały zniszczone podeszwy gormów, a ze spękanych ust wydobywał się przeciągły charkot nienawiści.
Zawsze tu, na Hagunie, było brudnej, niewolniczej pracy w bród. Na niewolników czekało kilka tysięcy podziemnych nor i mnóstwo pitnej wody. Tak szanowana i stara Rodzina posiadała nioty ciągnące się od Głębokiego Jeziora aż po siny łańcuch górski Południa. Kilka kolonii robotniczych na dalekim zachodzie i mnóstwo młynów wodnych na wschodzie, gdzie najbardziej paliło słońce.
Jak zwykle największy problem stanowił wyładunek Ojca. Potrzebował pomocy kilku robotów protetycznych, pary platform i dźwigu osobowego. Ledwo łapał oddech w porannej haguńskiej bryzie. Po bogatej w tlen mieszance pokładów zawsze niemałym szokiem była dzika normalność. Szczególnie dla organizmu złożonego wyłącznie z komórek macierzystych.
Wyglądał nieźle jak na swoje kilkaset lat. Wzrostem dwukrotnie przewyższał średniej budowy mężczyznę. Doskonale umięśniony, o gładkiej, niemal przeźroczystej skórze, paradował nago. Nieapetyczny, przerośnięty, ociężały nie wzbudzał zainteresowania. Dlatego że w ogóle pozbawiony był płci. Był tym Trzecim. Z przypisanym na stałe agresywnym malkontenctwem, ociężałością poglądów i zwykłym uporem starego dziada.
Po długiej ceremonii zapinania pasów wokół torsu i łydek wiozący Ojca transportowiec wreszcie ruszył. W kurzu zawiózł go do rzędów pierwszych niotów. Tam kilkunastu kucharzy uniosło starca w powietrze, żeby tradycyjnie przenieść przez próg pierwszego pomieszczenia i wstęgę powitalną drugiego. Ceremonii towarzyszyła dzika muzyka południowo-aszeharyjska. Piszczałki, flety i na wpół rozstrojone harfy.
Wiele się tu zmieniło od ostatniego razu. Przede wszystkim interes kręcił się niesłychanie dynamicznie. Dzięki szwindlom wojennym, inwestycjom w polityków i ich frakcje udały się zakupy cennej ziemi uprawnej. A rosło na Hagunie nie byle co… Drid!

 

Więcej pod linkiem

 

http://www.herbatkauheleny.pl/readarticle.php?article_id=1823

Jeszcze więcej w minipowieści zawartej w antaologii

http://www.granice.pl/ksiazka,testimonium–antologia-opowiadan-fantastycznych,276923#Kupteraz

Okładka - Testimonium. Antologia opowiadań fantastycznych