Wywiad dla Szortala.

http://www.szortal.com/node/11740

17523023_1457422894300392_5930395985458423944_n

  1. Pytanie pierwsze musi być standardowe. Opowiedz proszę, jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem, dlaczego przestałeś i co skłoniło Cię do powrotu?

    Pierwsze odręczne opowiadanie dostało się do Nowego Wyrazu – miesięcznika literackiego młodych w 1977, potem wpadło w skład antologii.  Kilka następnych ukazało się na łamach  fanzinów i gazet studenckich. Miałem wtedy 16 -18 lat. Same początki to oczywiście maszyna do pisania. Zdobyta cudem w stanie wojennym, kiedy uchodziła za narzędzie dywersji zachodnich organizacji wywrotowych – odkupiona z zasobów jakiejś komunistycznej łapanki służyła przez wiele dobrych lat. Na pewno trudno sobie wyobrazić czasy, kiedy problemem był papier, kalka i taśma. Gdy korekcyjny przylepiec zastępował przycisk delete, copy i paste . Poza tym była hałaśliwa, co nie pozwalało na  korzystanie z niej podczas wypoczynku osób drugich. Jednak i to musiało mieć swój koniec.  Postanowiłem pewnego pięknego dnia założyć rodzinę. Znałem kilku pisarzy. Z uwagi na ich prywatne doświadczenie byłem przekonany, że te dwie sprawy są nie do pogodzenia. Nie wierzyłem w genialne partnerskie dopasowanie, uważałem, że nie potrafiłbym w pełni się zaangażować dzieląc czas  na najbliższych, na pracę zawodową, dorobek materialny, wreszcie na pisanie, korekty, poszukiwanie wydawcy lub konwenty. No cóż, tak wówczas myślałem. Sukces finansowy jakoś nawet przez myśli mi nie przeszedł i nadal nie przychodzi, a pojawia się zamiast niego zniechęcenie.
    Wtedy było podobnie.
    Napisałem więc w owym czasie opowiadanie pożegnalne, będące moim ostatecznym zerwaniem z fantastyką – Ciernie. Zapakowałem do koperty i wysłałem do drugiego konkursu fantastyki. W chwilę potem wyjechałem z żoną i dzieckiem do Australii.

    Tutaj pozwolę sobie na maleńkie wytłumaczenie; otóż wydaje mi się, że jakieś zaledwie dwa procent dorobku literackiego dostępnego na rynku ma szansę na przetrwanie w pamięci potomnych dłużej niż trzysta lat. Reszta publikujących  z drugiego, trzeciego, czy dziesiątego obiegu poprzestanie na pojedynczym wydaniu  dzieła. Przy szczęśliwym zbiegu okoliczności klejona książka wytrzyma jakieś najwyżej sto, dwieście lat. Nie wierzę w artystyczny mesjanizm tak popularnie krzewiony przez zapatrzonych w siebie literatów. Nie pretenduję do stanowiska jakiejkolwiek ważności. Te bitwy o selfpublishing, który w pełni popieram są mistyfikacją, zakłamanym atakiem zawiści i malkontenctwa. Nie ma  większego historycznego sensu ani moja, ani innych działalność w jakiejkolwiek gałęzi twórczości. Czy będzie dobrze płatna, bezpłatna, czy na chama wciśnięta. Przyniesie ona co najwyżej satysfakcję lokalną, tymczasową, zamkniętą w chwilowo zainteresowanym gremium. A na wynos pozostanie szerokim tłem, radiowym szumem, w którym rozwiną się i przetrwają prądy istotne dla historycznego rozwoju społeczeństwa przez następne dziesięć tysięcy lat.

    17457510_1457422774300404_5047711332681123166_n

  2. Odkrywszy po latach całych program “word” zauważyłem, iż solidnie się zestarzałem. Oto minęła większa część mojego życia. Dojrzałem mentalnie i uczuciowo. Córki wyszły za mąż. Wielki dom i ogród opustoszał. Nadszedł czas na refleksję. Pojawił się pomysł, aby w życiu znalazło się miejsce prócz astronomii i paleontologii na jeszcze jedno nowe hobby.
    W roku 2011 odkryłem portal literacki Nowej Fantastyki, a tam wspaniałych ludzi z późniejszego kręgu Szortala, Niedobrych Literek i Herbatki u Heleny. Spotkałem tych znakomitych, młodych i godnych szacunku ludzi później  osobiście w Suchej Beskidzkiej, Jarnołtówku, Krakowie, Warszawie i wreszcie na fantastycznym konwencie w Nidzicy. To w portalu NF po raz pierwszy dałem się porwać własnej pisanej z pasją historii. Opisywany świat był lepszy niż jakikolwiek oglądany film. Opowiadanie przekroczyło przewidziany limit znaków, przeszło w kategorię noweli, by wkrótce przekształcić się w pełną powieść, choć niedobrą, pokręconą i zbitą. Spróbowałem jeszcze raz i jeszcze raz wysiłek mój poszedł na marne. Wreszcie zmieniłem metodę pracy. Pojawiły się pierwsze obiecujące owoce tego wysiłku. Odkryłem nieograniczoną ramę steampunku. Kiedy pojawiła się szansa na publikację opisywana historia zatoczyła cudowne koło zamieniając się i rozrastając w trylogię. Trafiłem na znakomitego redaktora i jednocześnie świetnego przyjaciela. Na wyrozumiałość cierpliwość i zapał. Wydawnictwo Solaris przez trzy lata było mi domem. Nie można wymarzyć sobie  lepszego zakończenia całej tej pisarskiej historii.

    Myślę, że wyższość autora fantastyki ponad innymi bierze się z faktu, iż znajduje on przyjemność w  poczuciu bycia kłamcą doskonałym.
    A Światy Solarne? Brakowało mi ich. Chciałem przeczytać o nich niejedną długą historię. Czyż to nie najlepsze uzasadnienie do ich napisania?

    2. Z tajnych informacji, do których z narażeniem życia udało mi się dotrzeć wynika, że byłeś współtwórcą pierwszego fanzinu fantastycznego „Somnabul”, ukazującego się pod koniec lat 70 – tych. Dziś mamy  internet, ebooki, czasopisma internetowe. Jak wtedy wyglądało tworzenie takiego magazynu? Jak był rozpowszechniany?

    Z dzisiejszego punktu widzenia to musiał być horror. Głównym pomysłodawcą i wytwórcą fanzinu był Andrzej Kowalski. On sam produkował na ksero-kopiarce wszystkie części edytowanych numerów. To był Tytan pracy. Jako jedyny z nas znał angielski. Sam robił przekłady i wynajdywał w skąpej prasie docierającej do komunistycznej Polski znakomite artykuły.  Objętość ” Somnambula” mieściła się w około 20 stronach formatu A4. W nakładzie 50 egzemplarzy periodyk był rozprowadzany comiesięcznie pomiędzy klubowiczów. Później, gdy środek ciężkości zainteresowania fantastyką przeniósł się z Bytomia do Katowic znów Andrzej stał się tam motorem swego rodzaju rewolucji formy – oto powstał magazyn Fikcje, wydawany już w przyzwoitym nakładzie i z dostępem do dystrybucji.

    3. Czy emigracja do Australii, poznani tam ludzie, środowisko, wpłynęły w jakiś sposób na Twoją twórczość?

    Myślę, że każda emigracja zmienia człowieka. Jest to swego rodzaju świeży start. I wielki szok. Jak tu odnaleźć siebie? Wtedy człowiek w przyśpieszonym tempie na nowo dojrzewa, przechodzi na raz wszystkie szkolne klasy i zdaje nowe egzaminy. Początkowe wyobcowanie go hartuje, uodparnia na niepowodzenie, na stres, na zmiany kultury i obyczajowości. Zmuszony jest pracować nad sobą wydajniej i skuteczniej. Zmienić stereotypy myślenia, zabić uprzedzenia i fobie. Trwa to latami, ale na szczęście przedkłada się na sukces. W uczciwym społeczeństwie musi.

    Gdy nadchodzi czas starości jest moment na refleksje, na zastanowienie, na chęć przeszukiwania własnej istoty na nowo i odnajdywania w niej świeżych części – jeszcze niespożytych. Czas na powrót do ukochanego języka.                                                    Australia jest specyficznym krajem. Nie ma takiego drugiego; z jej niezwykłym pięknem i kulturą, z naturą która nie ma sobie równych i społeczeństwem które jest dobre, wyrozumiałe i godne.
    Jak taki świat nie miałby wpływać i inspirować? Jak trzydzieści spędzonych w nim lat nie miałoby mnie zmienić?
    Emigracja? Dla mnie był to krok najwłaściwszy. Naprawdę wzbogacił mnie duchowo. Jestem lepszym człowiekiem niż byłem.

    17425067_1457422827633732_3086899683601892606_n4. Jak myślisz, czy dojdzie kiedyś do spotkania Ziemian z obcą cywilizacją? Jak takie zetknięcie się dwóch kultur mogłoby wyglądać? A może jesteś zwolennikiem teorii, że Oni już tu są?

    Oczywiście mam swoje teorie. Wydaje mi się że w oknie czasu o rozpiętości czterech i pół miliarda lat nie raz przemknęła poprzez przestrzeń układu słonecznego automatyczna sonda obcych, może nawet nastąpił tranzyt żelastwa – porzuconych wraków lub wylądowali na planetach sami obcy. Jeśli jednak nie byli zainteresowani kolonizacją poprzez taki szmat czasu tym bardziej nie będą teraz, kiedy planeta jest już zrujnowana, a natura doprowadzona do rozpaczy.

    Czy nastąpiłaby konfrontacja? Tylko, jeśli zetknęłyby się rasy równe w swojej głupocie.

    Proszę wyobrazić sobie ziemską scenę ewolucyjną. Niewiele jest w niej klasycznie pojętych form zwierzęcych. Większość to drobnica, a ogromną część zajmują mikroby. Spektrum  ziemskiej ekosfery jest ściśle określone. Potencja rozwojowa również. I teraz w tej ciasno upakowanej tkance odnajdźmy szczelinę, przez którą wydostaje się nowy gatunek do swojej niszy ewolucyjnej Już na wstępie jest ograniczony jej rozmiarem, to jest pojemnością wszelkich możliwych udoskonaleń, słowem ledwo wydobyty a już stracony. Żeby było śmieszniej każda religia świata stawia człowieka w rzędzie ulubieńca Boga, co jest po prostu nie tylko idiotyczne, ale i karygodne.

A sami obcy?
Być może skorzystali z szerszej drogi ewolucyjnej, może stali się konglomeratem kilku gatunków i posiadają wielokanałową świadomość? Nigdy tacy nie poniżą się na zabawę w kontakt ze zwierzęciem rozumnym noszącym wyrok w zawieszeniu – kara samozagłady lub totalnego obłędu.

5. Miałem przyjemność czytać sporo Twoich tekstów i muszę przyznać, że rzadko zdarzało mi się obcować z czymś tak pokręconym, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Skąd czerpiesz, Janie, inspirację? Jak przebiega u Ciebie proces twórczy? Planujesz, zapisujesz, czy idziesz na żywioł?

Jeśli pozwolisz wysnuję ci opowieść o moich inspiracjach z przykładu Światów Solarnych. Już dawno zauważyłem, że odpowiada mi długa forma i niektóre z napisanych opowiadań wydają się kalekie ze względu na pośpiech w ich tworzeniu. Stają się niepełne, niezwarte i chaotyczne. Rozpocząłem zapisywanie wizji szczególnych światów. Pozostawiałem je, aby dojrzały lub kompletnie o nich zapominałem.
Pewnego dnia wstałem od laptopa z przekonaniem, że oto staromodna historia, którą właśnie napisałem jest wstępem do czegoś wielkiego. Przypominała w kolorycie i treści starego dobrego Herberta Wellsa.
Oto opadłe z niebios drewniane posągi zagnieżdżają się w ziemi. Tam wytwarzając potężne wyrobiska, kopią coś i taszczą. Hrabia Shankbell właściciel posesji prosi o pomoc wybitnego znawcę telekinezy z Wenus Sir Ashleya Brownholea. Ten zaraz się zakochuje w zamieszanej w wypadek hrabiance. Pech chce, że i Kloc kosmiczny obecny na podwórcu podziela jego uczucia. Był to tylko wstęp, ale jakże świeży, jaki obiecujący i inny od tego wszystkiego, co robiłem do tej pory.
Musiałem się przejść z pomysłem i przeżuć go na świeżym powietrzu.
Chodzę na spacery z psem do parków lub okolicznego buszu. Tam rozmyślam i dopasowuje wszystkie elementy układanki. Tym razem zdarzyło się, że w pewnym momencie od ujrzanej wizji zaparło mi dech w piersi. Narodził się koncept powieści. Nie jednej, a dwóch na raz.

17457957_1457422847633730_3189723557629473657_n

6. Jeśli chodzi o polski rynek książki, to Steampunk jest raczej rzadko spotykany. Dlaczego akurat ten gatunek wybrałeś, tworząc  „trylogię solarną?

Steampunk to kapitalna fantastyka światów alternatywnych, które nie mają odpowiednika w teraźniejszości. Oznacza wolność kreatywną. Autor może puścić wodze niepohamowanej fantazji, oprzeć na faktach naukowych i danych historycznych. I tutaj dochodzimy do sedna. Od zawsze chyba pasjonowałem się astronomią i paleontologią. Natychmiast przyszła mi do głowy myśl; co gdyby użyć szablonu znanego nie tylko Juliuszowi Vernowi, reguły – przez przygodę do edukacji? Niekoniecznie miałbym czelność kogokolwiek edukować, ale już agitować- czemu nie? Robiłbym to przecież z przynależną przedmiotowi pasją, kocham przedmiot. Wyciągnąłem więc z historii nauki wszystkie znane mi dziwaczne fakty, w tym legendarny eter i za ich pomocą zbudowałem świat odległej enklawy, to jest swego rodzaju strefy Dysona o wysokim stopniu nieprawdopodobieństwa. Sam Dyson zresztą pofolgował sobie ostro ze swoją teorią. Następnie przeciwstawiłem temu światu nasze współczesne teorie naukowe. Zajęło mi trzy lata intensywnych poszukiwań, wynajdowania teorii, dyskusji i artykułów. Poszerzanie owej wiedzy było fascynujące. Zasada antropiczna w jej aspektach zajmująca, a teorie ewolucyjne warte pochylenia. Mam nadzieję, że nigdzie nie popełniłem rażącego błędu. Efekt jest interesujący. Udało mi się stworzyć, kto wie czy tylko fikcyjną teorię Pararelionu, którą wyznają rasy obecne na kartach powieściowych? Będę do tych stron zawsze wracał z rozrzewnieniem i sympatią do bohaterów.

 

Nocrelotum jest kolejną przymiarką do steampunku. I znów ogarnia mnie podobny entuzjazm. Znów grzebię w internecie. Nowe tematy, nowe dziedziny wiedzy i jakże to budujące, że sam się czegoś nowego uczę. Współczuję Juliuszowi Vernowi, że tak dalekie miał swoje poszukiwania tekstów źródłowych od kliknięcia.

7. Jakie plany na przyszłość ma Jan Maszczyszyn? Myślisz już nad kolejnymi projektami, czy planujesz odpocząć?

Odpowieedż na to pytanie znajdziesz pod linkiem do Szortala na samej górze.

17498428_1457422850967063_1459049249438458246_n